Ciemność na moim komputerze od czwartku ciemność była spowodowana bliżej nieokreśloną usterką modemu. Normalnie nie ma problemu, bo mam w domu informatyka, którego ręce leczą komputery wszystkich wokół. Gorzej jak informatyk w świecie a nikt blisko jak i daleko nie ma pojęcia o komputerach, bo wszyscy przychodzą po pomoc do nas :D . Wytrzymałam bez cywilizacji do dziś, spakowałam Jaśka i przyjechaliśmy do mamy . Z wielką radością więc nadrabiam zaległości w lekturze mich ulubionych blogów. Post będzie wyjątkowo lekki bo o ultralekkim produkcie jakim jest róż Inglota.
Poza lakierami Inglota, których mam pół lodówki innych produktów raczej nie kupuję, jakoś mi nie leżą, szczególnie cienie które na moich powiekach trzymają się wyjątkowo słabo. Mój fanatyzm względem róży, w dodatku takich w kolorze różowym, słodkim i delikatnym jest tak ogromny, że przymknęłam oczy na wcześniejsze niepowodzenia i przygarnęłam ten egzemplarz z numerkiem 72. Cena niezbyt wygórowana, bo 19,90, spowodowana dosyć małą pojemnością bo tylko 2,5 grama, jak dla mnie okej, może przy sprzyjających bardzo sprzyjających wiatrach uda mi się go kiedyś zużyć. Produkt ma delikatną, jedwabistą konsystencję, trochę pyli przy aplikacji. Wybór matowej opcji był uzasadniony i spowodowany tym,że nakładam go z rozświetlaczem. Jak dla mnie róż daje rzeczywiście delikatny efekt, lubię mocniej podkreślone policzki. Kolor można na szczęście fajnie stopniować bez plam. W efekcie uzyskuję kolor na policzkach tak intensywny jak lubię.
W kwestii koloru jestem zadowolona, niestety w obszarze pod tytułem trwałość nie jest to król, powiedziałabym, że wypada wyjątkowo słabo, mimo że zazwyczaj nie mam z tym problemów, bo na policzkach mam suchą skórę i wszystkie tego produkty wytrzymują długie godziny. Tutaj mogę mówić o czasie 2 do 3 godzin, kiedy jest okej, potem znika wszystko. Tak więc słabo, bardzo słabo. Niezbyt poręczne jest samo opakowanie, które trzeba odkręcić aby użyć, raczej nie nadaje się do torebki na szybkie poprawki.
Podsumowując nie jest to produkt idealny, ale warty uwagi, każda cera reaguje inaczej więc może i trwałość będzie lepsza. Plus jak zwykle u Inglota za ogromny wybór kolorów.
pasuje Ci bardzo!!:)
OdpowiedzUsuńlubię takie różowe:)
Usuńte ich pudelka odkrecane mnie denerwuja niemilosiernie.
OdpowiedzUsuńtragedia :(
UsuńPrzymierzałam się do niego jednak wybrałam inny odcień. Wyglądasz w nim super, ale jeżeli chodzi o trwałość to faktycznie nie powala, z tym że u mnie nie jest aż tak źle :) A co do odkręcanego opakowania, przez to właśnie chyba rzadko go używam. Rano średnio mam czas (i ochotę) się z tym bawić :)
OdpowiedzUsuńBuziaki,Magda
moje roztrzepanie jest tak wielkie,że nie wyczaiłam że kupuję takie odkręcane coś ha. Kiedyś miałam róż Inglota i normalnie się otwierał :D
UsuńJa mam z wibo i tez z trwaloscia u niego srednio. Na pol dnia starczy, pozniej juz nie widac.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie w nim wyglądasz :) Super!
OdpowiedzUsuńkolor ma obłedny :)
OdpowiedzUsuńKolor ładny, lubię własnie takie ! :)
OdpowiedzUsuńszkoda że taka słabiutka trwałość.
OdpowiedzUsuńładny, delikatny
OdpowiedzUsuńjuż sie o Ciebie martwiłam :] po policje chciałam dzwonić
OdpowiedzUsuńhaa tak myślałam,że będziesz tęsknić:*
Usuńp.s a Ty bez mojej wiedzy za moimi plecami róż od Bobbi Brown sprzedajesz? zawsze mnie musi coś ominąć :D
Usuńkurcze, skąd miałam wiedzieć że Ci sprzęcior nawalił? no skąd :D
Usuńnastępnym razem już będziesz wiedzieć, że jak mnie nie ma dłużej niż jeden dzień, to albo mnie szlag trafił ( opcja mało prawdopodobna) albo awaria! i róże proszę mi trzymać :P Twojego bloga i tak podglądałam z komórki :P
Usuńśliczny- kocham różowe róże :)
OdpowiedzUsuńpiękny jest, przymierzam się do niego już długi czss :)
OdpowiedzUsuńSłodki :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi sie ten roz i bardzo ladnie i naturlanie wyglada na buzce ;)
OdpowiedzUsuńJa mam numer 99, kolor niesamowicie mi odpowiada, z trwałością jest rzeczywiście różnie :) Raz trzyma się cały dzień w pracy zaś kiedy indziej znika po 3 godzinach.
OdpowiedzUsuń