Na kilku blogach mogłyście już poczytać o kremie BB z tej serii, którego też posiadam, oczywiście nie mogłam się nie skusić na mus, bo wszystko co musowe uwielbiam. Przyzwyczaiłam się już również, że producenci nadużywają tego słowa, często kosmetyki musami są tylko z nazwy, tak i jest w tym przypadku mus to to nie jest na pewno, masło też nie, raczej balsam w słoiczku.Fakt ma lekką konsystencję ale nie puszystą jak sugerowałaby nazwa.
Balsam oparty jest na wyciągu z orzecha włoskiego, który ma za zadanie delikatnie przyciemnić i nadać kolorytu szarej, zmęczonej i jasnej skórze. Zawiera także ekstrakt z bursztynu poprawiający jędrność i elastyczność a także nawilża skórę. Rozświetlająca perła odbija optycznie światło, podkreśla dodatkowo opaleniznę i dodaje jej blasku. Drobinki są rzeczywiście piękne, delikatne, nienachalne, nie jest ich dużo i co najważniejsze nie zostają wszędzie tam gdzie się dotkniemy.
Spodziewałam się śmierdzioszka, bo jak kosmetyk brązujący to śmierdzioszek, a to jest drugi zapach po kremach depilacyjnych którego nie znoszę. Lirene wprawdzie delikatnie ten zapach zniwelowała w swoim balsamie brązującym z kawą ale jednak był. Tutaj Moje Drogie takiego zapachu nie uświadczycie, mus ma zapach piękny orzechowy zapach, delikatnie słodkawy ale nie mdły. Z przyjemnością nakładam go na dzień a zapach jest ze mną przez większość dnia. Opalenizna nie pojawia się tak szybko jak w przypadku typowych samoopalaczy ale za to jest delikatna i naturalna i świetnie pasuje do jasnej karnacji. Migoczące drobinki dodatkowo ją podkreślają.Mus szybko się wchłania i nie brudzi ubrań. Dla mnie nawilżenie jest wystarczające, mam problem z suchą skórą na nogach po użyciu tego kosmetyku nie mam z tym problemów. Nie wiem jak sprawował by się na ciemnej skórze, producent zaleca używać go na jasnej skórze. Opakowanie bardzo praktyczne, odkręcane, nie będzie problemu z nabieraniem produktu pod koniec, widać też ile go zużyłam.U mnie sprawdza się świetnie. Mus kosztuje 18,99 za 200ml, kupiłam go w Naturze.
Brzmi zachecajaco, ale mimo wszystko chyba nie potrafie sie przekonac do takiego typu kosmtykow ;)
OdpowiedzUsuńja przekonałam się niedawno:)
UsuńBrzmi ciekawie,ja na razie używam balsamu brązującego z Lirene ;)
OdpowiedzUsuńJa myślę czy się czymś takim nie wysmarować przed weselem które mam w lipcu :)
OdpowiedzUsuńBielenda zazwyczaj sprawdza się dobrze :) więc może kiedyś i po ten mus sięgnę... wygląda świetnie :) tymbardziej że przydałoby mi się jakieś brązujące cacko :)
OdpowiedzUsuńZachęcająco to brzmi :)
OdpowiedzUsuńkurczę, zaciekawił mnie. :) ale mam kilka smarowideł do ciała w zapasie, muszę najpierw je zużyć.
OdpowiedzUsuńwłaśnie dzisiaj o nim gdzieś czytałam i mnie ciekawił :D
OdpowiedzUsuńmnie też od razu zainteresował, niestety nie wszędzie go jeszcze można nabyć:)
Usuńchoćby dla samego zapachu warto mu się przyjrzeć =) ja właśnie mam Lirena =)
OdpowiedzUsuńLirene było do tej pory moim faworytem,nakładałam go tylko na noc żeby rano zmyć zapach samooplaczowy:)
UsuńKochana a jak z trwałością takiej opalenizny? :) Jakim aparatem robisz zdjęcia?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Nie wiem jakz trwałością, bo ja go używam codziennie jak na razie. Zdjęcia robię Sony Alfa niestety bez dobrej lampy, w pomieszczeniach zdjęcia są takie sobie,stać go na więcej:)
Usuńmoże bym sobie kupiła dla lekkiego przyciemnienia nóżek?:)
OdpowiedzUsuńDo nóżek powiadasz? no niech będzie:)
Usuńlubię kosmetyki z Bielendy.
OdpowiedzUsuńten mus wygląda bardzo ciekawie :))
jest super:)
UsuńJa jeszcze nigdy nie stosowałam musów ;)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie na news ;)
ja uwielbiam musy,ale często produkty typowymi musami nie są:)
UsuńWitam :) Świetny blog subskrybuję i zapraszam do siebie buziaki :*
OdpowiedzUsuńOgołnie firma Bielenda ma całkiem niezłe kosmetyki, więc muszę i tego spróbować ;)
OdpowiedzUsuń