sobota, 29 września 2012

Ostatnie wrześniowe zakupy.

Ostatnie wrześniowe zakupy.
Nabyłam kilka rzeczy, jedne wynikały z potrzeby inne to raczej potrzeba, ale chwili.:)



Wchodząc do Inglota staram się mieć klapki na oczach i nie zerkać wokół co by nic nie kusiło. Tyle teorii, w praktyce wygląda to tak,że jak idę z Jaśkiem należy mieć oczy, uszy i wszystko inne otwarte, bo on lubi macać w tych próbkach.Tym razem zaczął grzebać w różach i tym sposobem stałam się właścicielką tego różu w słodkim, jasnym różowym kolorze i numerku 72. Róży nigdy za wiele przecież mówię to ja mimo,że miałam przerzucić się na bronzery :D Zapomniałam dodać,że poszłam po bibułki, wyszłam bez nich. Róż kosztował 19,90.


To już zakup kontrolowany, szampon Fitomed do włosów jasnych. Trochę dałam się zmylić, myślałam że to szampon bez SLS, tymczasem składnik ten jednak jest ale na dalszym miejscu w składzie. Nie przeszkadza mi to, ale jakoś wydawało mi się,że to naturalne produkty. Szampon kosztował 12,50 kupiłam w sklepie zielarskim.


Ten produkt schodzi u nas w błyskawicznym tempie. Malina rządzi w naszej łazience. Mydło kosztuje 6zł

A jak poszłam po mydło, zerknęłam na inne produkty Balea, skusiłam się płyn do kąpieli mango i jogurt. Pachnie przecudnie, daje doskonałą pianę. 750ml to wydatek 10zł.


Do kąpieli potrzebne gąbki, w Rossmanie była na nie promocja. Calypso w tym komplecie kosztowało coś koło 5zł.


Wzięłam się za pielęgnację okolic oczu, na noc świetnie sprawdza się Synesis, jednak przez dość długie wchłanianie i tłustość jaką pozostawia nie nadaje się pod makijaż. Kupiłam zatem żel pod oczy Ziaja ze świetlikiem. Szybko się wchłania i wygładza skórę wokół oczu.


Płyn do demakijażu był w Hebe za niecałe 5zł, lubię do niego wracać, nie podrażnia mi oczu.

Miłej słonecznej soboty:)









piątek, 28 września 2012

Niespodzianka nadzwyczaj niespodziewana.

Niespodzianka nadzwyczaj niespodziewana.
W życiu ważne są tylko chwile i ludzie, których w nich spotykamy. Z samego rana obudził mnie domofon, skora do otwarcia nie byłam, po pierwsze nieogarnięta, po drugie przed kawą  a po trzecie mieszkam w sąsiedztwie firmy, więc ciągle ktoś dzwoni przez pomyłkę. Nastawiona bojowo, otworzyłam drzwi a tu poczta z najmniej oczekiwaną przesyłką jaką w życiu dostałam. Agata miała wprawdzie miała mi coś przysłać, ale miała to być próbeczka kremiku, tymczasem oprócz niej w uroczej kosmetyczce znalazłam same cudowności.


Słynna odżywka Jantar, której nie mogę kupić nigdzie w Kaliszu w ilości sztuk dwie. Nie mogę się doczekać   rezultatów.

Dalej same cudowności, szczególnie ciekawa jestem lawendowej soli morskiej John Masters, naczytałam się o niej wiele dobrego. Same naturalne składniki i piękny zapach to jest to co lubię. Caudaile nie znam kompletnie ale poznam z największą przyjemnością.

Agata jesteś wielka, wprawiłaś mnie w dobry nastrój od samego rana. Niespodzianka Ci się udała :*






czwartek, 27 września 2012

Racuchowo,

Racuchowo,
Generalnie nie jadam słodyczy, zwłaszcza tych sklepowych. Nie ciągnie mnie do czekolady i innych łakoci. Czasem jednak mam ochotę na chwilę rozkoszy własnej roboty. Miałam się zabrać za ciasteczka,ale po przeszukaniu szafek i lodówki brakowało mi na nie produktów. W lodówce były drożdże i mleko, miałam także jabłka przywiezione od mamuni. Zrobiłam więc racuchy z jabłkami. Pyszne, pulchne i  z cukrem pudrem. Zniknęły w mgnieniu oka.




Przepis i wykonanie wydaje mi się do skomplikowanych nie należy. Potrzebujecie:
2 szklanki mąki
1 szklanka mleka lekko podgrzanego
2 jajka
2 łyżki cukru
2 jabłka
odrobina soli

Do miski wsypuję mąkę, robię wgłębienie, w które dodaje drożdże, posypuję lekko cukrem i dolewam mleka. Czekam na wyrośnięcie drożdży, potem dodaję resztę składników, mieszam energicznie łyżką drewnianą aż pojawią się pęcherzyki i odstawiam do wyrośnięcia.Na koniec stare na tarce jabłka. Ciasto musi być dosyć rzadkie, takie żeby łatwo się je wykładało na patelnię łyżką. Smażę na oleju, uważając aby nie była to zbyt wysoka temeperatura, inaczej racuchy będą w środku surowe. 

Smacznego, podobno ostatni dzień ciepła mija :(

środa, 26 września 2012

Poziomka. Flos Lek

Poziomka. Flos Lek
Jesienią i zimą szczególnie doskwiera mi problem spierzchniętych, popękanych ust. Nie należę do osób systematycznie używających sztyftów czy pomadek ochronnych, bo albo się spieszę, albo pomadka w innej torbie albo stwierdzam,że zrobię to później. Tak więc muszę się zachęcić do częstszego nawilżania czy też natłuszczania ust, w celu ochrony przed wiatrem i zimnem zapachem, kształtem, nietypowym opakowaniem produktów ochronnych. Sięgnęłam po poziomkową wazelinę Flos Lek.




Ta metalowa odkręcana puszeczka na prawdę pachnie słodko poziomkami. Zapach nie jest chemiczny, ale bardzo naturalny.W wersji bezzapachowej chyba tak często nie sięgała bym po wazelinę a tę chce mi się nakładać co rusz. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi nieustannie w celu nawilżenia ust w ciągu dnia. Działaniem nie odbiega od innych podobnych tego typu produktów, fajnie natłuszcza i nawilża usta. Koi i zapobiega pękaniu ust. Na pewno świetnie sprawdzi się w chłodne dni.Moje usta przy codziennym stosowaniu stały się wyraźnie miękkie i delikatne. Sprawdza się także na suchych łokciach i kolanach.  Stosuję ją w te miejsca na noc, rankiem moja skóra jest w o wiele lepszej kondycji.Wazelina daje fajny efekt na ustach, są one delikatnie rozjaśnione i mają piękny połysk. Można ją stosować pod pomadki i błyszczyki, na pewno nie spowoduje rolowania tych produktów. Chętnie spróbowałabym innych wersji zapachowych, ale ta ma taką wydajność że chyba nigdy jej nie wykończę. Wazelina jest taniutka, kosztuje około 7zł i można ją nabyć w Rossmanie.









wtorek, 25 września 2012

Mleczak.Miss Sporty

Mleczak.Miss Sporty
Zachciało Mi się właśnie takiego mlecznego koloru na paznokciach. Chyba czuję jesień, bo o tej porze roku sięgam po takie nierzucające się kolory. Seria do francuskiego maniciure szczególnie przypadła mi do gustu. Za 5 zł mamy do wyboru kilka naturalnych odcieni, które cechuje zaskakująca trwałość. Przy codziennych pracach domowych lakier trzyma się bite trzy dni  a nawet dłużej. Lakier nie zmienia konsystencji z upływem czasu. Prezentowany dziś egzemplarz, miał trochę nierówno przycięty pędzelek, nie przeszkadzał w aplikacji ale trochę mnie drażnił, więc sama go sobie wyrównałam. Nakładam dwie grubsze warstwy, aby uzyskać mocno mleczny odcień. Myślę,że ten kolor dołączy do grona ulubionych lakierów odpowiednich na każdą okazję.








poniedziałek, 24 września 2012

Pianka głęboko oczyszczająca, Pharmaceris T

Pianka głęboko oczyszczająca, Pharmaceris T
Na ten produkt skusiłam się nie tylko ze względu na formę pianki, za którą przepadam,ale także na brak SLS i gliceryny. Nie lubię tego nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia, jakie mam po większości żeli te składniki zawierające.




Pianka przeznaczona jest do codziennego oczyszczania skóry trądzikowej i mieszanej ze skłonnością do powstawania zaskórników. Dzięki zawartości tamaryndy łagodzi zmiany trądzikowe a ekstrakt z łopianu normalizuje wydzielanie łoju i zapobiega powstawaniu nowych zmian trądzikowych. 
Piankę otrzymujemy w wygodnej butelce z atomizerem. Butelka wykonana jest z bezbarwnego tworzywa, dzięki któremu możemy kontrolować stan zużycia produktu. Sam atomiozer jest bardzo wygodny, nie zacina się i dozuje odpowiednią ilość pianki. Nie pozostają na nim żadne resztki, dzięki czemu wygląda bardzo higienicznie.



Pianka w butelce wygląda jak przeźroczysty płyn, który zamienia się w piankę po naciśnięciu pompki. Wyciśnięta pianka jest niezwykle lekka i puszysta i nie zbita jak to ma miejsce w przypadku niekórych tego typu produktów. Niezwykle miło nanieść ją na twarz, także ze względu na miły zapach. Pianka mimo swojej delikatnej konsystencji bardzo dobrze oczyszcza moją twarz po całym dniu z pełnego makijażu oraz innych zanieczyszczeń podczas dnia nabytych. Wacik nasączony tonikiem pozostaje czysty. Zresztą to się czuje, kiedy twarz jest dokładnie oczyszczona. Dodatkowy plus to brak ściągnięcia i napięcia cery, bardzo polubiłam to uczucie. Oczywiście trzeba nałożyć krem, pianka ma właściwości antybakteryjne, wysuszające więc raczej nawilżać nie będzie. Stosuję ją także do porannego mycia twarzy, w celu odświeżenia cery po nocy przed nałożeniem makijażu. Nie upatruję w tym kosmetyku jak w innych tego typu preparatach działania antytrądzikowego, dokładne oczyszczanie jest tylko jednym z etapów w walce o poprawę stanu skóry mieszanej czy tłustej. Pianka świetnie sprawdza się jako oczyszczacz cery w celu przyjęcia dalszych kroków pielęgnacyjnych.
Pianka kosztuje około 23zł, jak to z tymi konsystencjami bywa nie będzie należała do mega wydajnych.



sobota, 22 września 2012

Lioele na paznokciach

Lioele na paznokciach
Ten lakier stał się jednym z numerów jeden jak tylko przeczytałam o jego istnieniu. Dotychczas Lioele kojarzyła myślę nie tylko mi dość jednoznacznie z kremami BB, które są rewelacyjne.Nie ukrywam,że ze względu na te opinie i po lakierze spodziewałam się cudu. Szybciutko sprawdziłam stan konta na PayPal, kliknęłam i pozostało czekać. Koreańska przesyłka doszła bardzo szybko.



Wybrany przeze mnie kolor Koreańscy koledzy nazwali Sky, czyli niebo . To piękny rozbielony błękit, który szczególnie o tej porze roku przywodzi miłe letnie wspomnienia. Ogromna pękata buteleczka mieści aż 15ml produktu, pojemność nie do zużycia moim zdaniem. Matowa zakrętka ułatwia malowanie i dobrze leży w dłoni ze względu na swoje wyprofilowanie.
To co rzuca się po odkręceniu butelki to zapach, który jest okrutny moim zdaniem. Skojarzył mi się z lakierami kupowanymi na bazarach w czasach bycia nastolatką, które leciały klejem tudzież farbą olejną. Wprawdzie na opakowaniu nie ma składu, ale ciekawość wzięła górę i w wujku Google znalazłam skład tego śmierdzioszka, myślę że ewidentną przyczyną tego efektu jest Toluenesulfonamide-Formaldehyde Resin, który już od dawna nie gości w większości lakierów, ze względu na jego szkodliwe działanie.Zapach Lioele jest bardzo drażniący, mimo że stosuję odżywki z formaldehydem ten zapach przeszkadza mi jak nie wiem co.




Sam lakier ma kremową, gęstą konsystencję, mam nadzieję,że nie będzie gęstniał z czasem, bo ta pojemność nie wróży szybkiego jego końca.Pędzelek z gatunku tych szerszych dobrze pokrywa płytkę. Jakoś wydaje mi się, że pastelowe barwy są trudniejsze w obsłudze niż inne kolory. I tak jest w tym przypadku, do pokrycia płytki potrzebne są dwie porządne warstwy. Lakier potrafi robić smugi, czasem pęcherzyki, trzeba go dobrze wyczuć i wtedy wiemy ile go potrzeba do pomalowania paznokci. Niemniej kolor bardzo przyjemny, bez shimmerów i innych brokatów, daje fajny delikatny efekt. Nie zapomnijcie o nałożeniu bazy przed przystąpieniem do malowania,tak zaleca zresztą producent. Trwałość bez rewelacji, jestem rozczarowana, niecierpek pisała o 11 dniowej trwałości, u mnie niestety trzyma się dwa-trzy dni, przy czym nie jest to ścieranie tylko lakier po prostu odpada. 
Lakier nie wywołał u mnie ogólnej euforii spodziewałam się więcej, skład  i trwałość prezentują się na poziomie średnim.


piątek, 21 września 2012

Biały Jeleń, szampon do włosów jasnych z octem jabłkowym

Biały Jeleń, szampon do włosów jasnych z octem jabłkowym
Strasznie ciężko Mi recenzować szampony, trudno pisać o ich wpływie i działaniu na włosy, bo zazwyczaj stosuję je razem z odżywkami, maskami czy też odżywkami. Prawdą jest, że dużo szamponów drogeryjnych podrażnia mi skórę głowy, czuję to już po umyciu głowy. Od jakiegoś czasu sięgam więc po łagodniejsze preparaty do mycia, ziołowe ale nie tak delikatne jak Babydream, on jest dla mnie za łagodny i czuję,że mam niedomyte włosy.
Po Białego Jelenia sięgam chętnie tym bardziej,że firma się rozwija i co rusz raczy nas nowinkami. Jest nią i bohater dzisiejszego posta. To szampon do włosów jasnych zarówno tych naturalnych jak i farbowanych.




Zbliżam się do końca opakowania, ta więc mam już wyrobione o nim pewne zdanie. Zresztą producent zaleca dłuższe stosowanie, aby zobaczyć efekty. Za co lubię szampon? Za proste, niezbyt kolorowe opakowanie. Brak silikonów, sztucznych barwników i innych alergenów znakomicie wpływa na skórę mojej głowy, która mnie po prostu nie swędzi a jest przyjemnie nawilżona. Nie wzbraniam się od silikonów, ale niekoniecznie lubię je mieć w szamponie, wolę je mieć w odżywce. Silikon i w tym i w tym sprawia,że moje włosy na początku wyglądają ładnie ale efekt ten trwa chwilę.



Dosyć dobry skład to kolejny plus tego szamponu, piszę dosyć, bo zawiera SLS , dalej mamy proteiny pszeniczne a także oligopeptydy z chleba świętojańskiego, które intensywnie regenerują i wzmacniają włosy i poprawiają ogólną kondycję włosa.Składników tych wcale nie musimy szukać gdzieś na końcu składu, są one na samym początku.Dalej mamy ekstrakty z moreli , jabłka i brzoskwini , które znajdują się w occie jabłkowym. Wszystko to ma wpływać nabłyszczać i nadawać miękkość włosom.Mamy tu także ekstrakt z cytryny, działający rozjaśniająco, dlatego szampon nadaje się do włosów jasnych. Jest też oczywiście wersja z orzechem włoskim do włosów ciemnych.


Szampon jest z gatunku tych delikatnych nie pieni się jakoś rewelacyjnie, ale nie jest też tragicznie. Bardzo dobrze oczyszcza włosy, są skrzypiące. Niestety plącze, konieczne jest zastosowanie odżywki. Dla mnie to idealny szampon , bo myję włosy codziennie więc poszukuję czegoś delikatnego dla skóry głowy a jednocześnie dobrze oczyszczającego. Jest idealny dla cienkich włosów i przetłuszczającej się skóry głowy. Stan moich włosów wyraźnie się poprawił, nie wiem czy tu zasługa Jelenia czy natury ale tak jest.Pierwszy  plus to zrobiły się błyszczące, potem gładkie i grubsze.Poza tym rzeczywiście delikatnie rozjaśnia włosy, czas między farbowaniami wydłużył się o jakieś 2 tygodnie, więc jestem zachwycona. Szampon jest dobrą odskocznią dla osób, które chcą odpoczać od drażniących produktów a produkty dla dzieci się u nich nie sprawdzają.
Duży minus za słabą dostępność nie tylko tego produktu,ale także innych Białego Jelenia. Ja szukam ich w małych ,osiedlowych drogeriach.






czwartek, 20 września 2012

Glinka zielona,ARGILES DU SOLEIL

Glinka zielona,ARGILES DU SOLEIL
Człowiek uczy się całe życie, tak jest i ze mną. Wprawdzie stosuję maseczki i peelingi już kilkanaście lat regularnie, jednak w większości były to gotowe maseczki drogeryjne. Wydawało mi się,że dość dobrze oczyszczały moją twarz. No właśnie tylko mi się wydawało, dopóki nie odkryłam cudownych właściwości glinek, które na stałe zagościły wśród produktów do oczyszczania twarzy. Całkowicie z gotowych maseczek nie zrezygnowałam, czasem po nie sięgam z lenistwa, braku czasu czy też ciekawości poznania czegoś nowego.



Nie namawiam Was, na zakup glinki akurat tej konkretnej , wiele opcji oferują sklepy z półproduktami często taniej. Sięgnęłam akurat po tą, bo mogę ją nabyć na miejscu w swoim mieście, szybko i bez czekania na przesyłkę.
Mimo,że naklejka z przodu sugeruje,iż jest to odmiana Montmorillonite, to na odwrocie mamy informację iż jest to jednak Illite pochodząca z Prowansji. Wersja Illite jest jaśniejsza od wersji Montmorillonite to na pierwszy rzut oka poza tym nazywana jest nie bez przyczyny Królową Glinek, bo jest najbardziej skuteczna,najbardziej znana i najbardziej bogata w minerały spośród wszystkich glinek. Jest zatem idealna dla cery tłustej, trądzikowej bo idealnie oczyszcza i absorbuje sebum.Nie zatyka porów. Jest idealna do oczyszczania cery a także odpowiedniego jej dotlenienia.

Rzut okiem na składniki mineralne, które glina zawiera.


Sama glinka to proszek koloru jasnozielonego, drobno zmielona.

Aby nałożyć ją na twarz wystarczy dodać wodę, w takiej samej ilości jak glinkę, ja dodaję na oko tak aby uzyskać jednolitą. gładką masę.


Nakładamy na twarz na jakieś 10-15 minut pamiętając o niedopuszczeniu do wysychania glinki, najlepiej i najwygodniej psiknąć twarz co jakiś czas wodą termalną, ale jak jej  nie mamy wystarczy zmoczyć chusteczkę i ją przykładać.

żeby nie było, że tylko piszę a nie stosuję :P
Stosowanie glinek to najlepsze co mogło mnie spotkać w dziedzinie oczyszczania problematycznej cery. Moja buzia bardzo polubiła tę metodę, i odwdzięcza się mniejszą skłonnością do powstawania zaskórników, jest gładka rozjaśniona a przy dłuższym stosowaniu wolniej się przetłuszcza w strefie T. W efekcie rzadziej budzę się rano z niespodziankami szczególnie na brodzie, te istniejące już zdecydowanie się szybciej goją.Zdecydowanie wspomaga leczenie trądzikowej, problematycznej cery. Nie rozstanę się z nią nigdy. Stosowanie glinek wymaga trochę zachodu, tu zamieszać, tam psikać, możne się ubrudzić. Ale warto, rezultaty nie są widoczne po pierwszym użyciu,ale nie trzeba też czekać na nie miesiącami.
300 gram tej glinki, którą ja posiadam kosztuje 22zł, jej polskim dystrybutorem jes tBiolander .Trochę niewygodna jest ta papierowa torebka, dobrze jest przesypać ją do pudełeczka lub włożyć do dodatkowej foliowej torebki w celu uniknięcia zabrudzenia.



środa, 19 września 2012

Inglot, Sleeks Lip Gloss

Inglot, Sleeks Lip Gloss
Ostatnio taką probóweczkę trzymałam w rękach swych na chemii w czasach podstawówki. Przyznam,że nie sprawiało mi to zbytniej przyjemności z uwagi na zamiłowanie raczej do przedmiotów humanistycznych.O wiele więcej radości niż siedzenie w szkolnym laboratorium przynosi  mi ta mała fiolka zawierająca błyszczyk.




Mikstura wyszła całkiem przyzwoicie, nie klejąca z dodatkiem witaminy E pielęgnującej usta. A wszystko lśni i skrzy. Fiolka prezentuje dosyć mocny, intensywny kolor, który po nałożeniu na ustach staje się dość delikatny. Słodki trochę truskawkowy zapach sprawia, że można nabawić się małych natręctw tzn. częstego oblizywania ust.




Sam aplikator jest dosyć mały, ale bardzo dobrze i dokładnie pokrywa usta. Kolor 34 to różowy, który delikatnie pokrywa usta, w produkcie tym rządzą malutkie drobinki, które świetnie wyglądają w słońcu.Mam wrażenie,że moje usta są pełniejsze . Świetnie nawilża to fakt bezsprzeczny.