wtorek, 30 kwietnia 2013

Bell. Ideal Brow Set. Zestaw do modelowania brwi.

Bell. Ideal Brow Set. Zestaw do modelowania brwi.
W szafach Bell pojawił się ostatnio ciekawy produkt, a mianowicie zestaw do modelowania brwi. Ciekawy design opakowania a także cena sprawiły, że weszłam w posiadania zestawu  01w odcieniu ciemnego brązu. Ideal Brow Set dostępny jest jeszcze w jednej wersji kolorystycznej, którą określiłabym jako połączenie szarości z brązem. 




To małe, przyjemne w wyglądzie pudełeczko zawiera wszystko co potrzebne, aby wymodelować lub też skorygować kształt brwi. 




Mamy tu więc wosk, który przyda się przy modelowaniu kształtu brwi a także matowy cień, który podkreśli ich kolor. 


Dopełnieniem całości jest dołączone do opakowania lusterko a także specjalny aplikator, z jednej strony zakończony pacynką do cieni , z drugiej pędzelkiem do wosku. Korzystam tylko z pędzelka do wosku, natomiast cień nakładam pędzelkiem do brwi Inglot 17LT. Aplikator przyda się na pewno podczas wyjazdów, nie będę musiała zajmować sobie miejsca w kosmetyczce dodatkowym pędzlem.


Wosk jest półtransparentny w kolorze ciemnej czekolady ciut jaśniejszy niż matowy cień. Producent radzi aby najpierw nałożyć wosk a następnie cień dla nadania koloru brwiom. Ja jednak robię to odwrotnie, najpierw nakładam cień a potem wosk. Tak nałożony wosk przyciemnia cień, w ten sposób moje brwi uzyskują kolor  w jakim dobrze się czuje. Nie jest to kolor czarny, który na mnie wygląda źle, nie jest też zbyt jasno brązowy. Oczywiście zestawu można używać dowolnie, można sam cień, sam wosk i w dowolnej kolejności. W kwestii cienia, to jego aplikacja jest niezwykle przyjemna, jest on delikatnie kremowy, nie osypuje się i nie kruszy. Lepiej mi się z nim pracuje niż z cieniami Inglota. Bardzo dobrze oceniam też trwałość wykonanego makijażu brwi. Trwa on od rana do wieczornego demakijażu. Przy czym kolor nie zmienia się, nie płowieje, nie ściera się. 



Zestaw kupicie między innymi w Hebe. Zapłaciłam 14,90 więc na prawdę niewiele wydaje mi się. 



niedziela, 28 kwietnia 2013

Max Factor. Podkład do twarzy 3w1.

Max Factor. Podkład do twarzy 3w1.
Podkład Facefinity All Days Flawless 3 in1 Foundation nabyłam przy okazji promocji minus 40% w Hebe w zasadzie w ciemno. Nie posiłkowałam się jak zwykle to czynię opiniami w internecie. Akurat jeśli chodzi o podkłady bywa często tak, że to co innym pasuje, mnie potrafi zapchać to co inne cery matuje na długie godziny u mnie matu nie trzyma się wcale i odwrotnie. Do Max Factora mam troszeczkę sentyment to właśnie podkład tej marki zapoczątkował u mnie wykonywanie makijażu. Wtedy był to Lasting Performance, który uważam ze jeden z bardziej udanych przynajmniej dla mojej cery podkładów. 



Podkład to produkt dość wyjątkowy, to nie tylko zwykły fluid. Produkt ma zastąpić nam bazę a także korektor. Coś dla mnie pomyślałam, zwłaszcza że nie lubię używać korektorów a muszę bez dwóch zdań. Moja cera tego potrzebuję. Powodem nie lubienia się z korektorami jest to, że nie współgrają one w większości z moją cerą to znaczy ważą się i znikają w mgnieniu oka.


Podkład dostajemy w wygodnym opakowaniu z pompką, która świetnie się sprawuje. Jestem w połowie opakowania i jak dotąd nie wykazała objawów buntu.  Plus pierwszy dla tego podkładu widoczny od razu w drogerii to odcienie, które są bardzo naturalne z żółtymi tonami. Dla mojej naczynkowej, mającej tendencję do zaczerwienień cery są idealne. Wybrałam odcień 47 Nude i przyznać muszę, że dawno nie udało mi się tak idealnie dobrać odcienia. 


Podkład ma płynną konsystencję. Generalnie do pokrycia twarzy wystarczy jedno naciśnięcie pompki. Jeżeli jednak moja cera prezentuje obraz nędzy i rozpaczy dokładam jeszcze jedną pompkę. Nakładam go najczęściej pędzlem flat top Hakuro H50S. Podkład pięknie ujednolica i wygładza cerę. Jak zobaczycie poniżej na prawdę mam sporo do ukrycia a ten produkt pozwala mi czuć się pewnie i spokojnie wyjść do ludzi. Stopień krycia można stopniować, w zależności od efektu jaki lubicie lub też jak wymaga tego cera. Ja delikatnie rozprowadzam podkład jedną cienką warstwą a następnie dokładam go w miejscach, które potrzebują mocniejszego przykrycia. Są to więc pryszcze na brodzie a także bardziej widoczne naczynka na policzkach. Całość oczywiście pudruję w celu przedłużenia trwałości makijażu.  Produkt nie daje płaskiego matu, jest to raczej półmatowe wykończenie. Dzięki takiemu efektowi cera jest świeża i wypoczęta. Podkład przypudrowany nie ściera się w ciągu dnia, delikatnie moja cera w strefie T zaczyna się błyszczeć po około 4 godzinach. Sięgam wtedy po bibułkę i gotowe, teraz makijaż wytrzyma do wieczora. Podkład przynajmniej mnie nie zapchał, pryszcze jak zawsze posiadam, ale nie ma ich znacząco więcej tak abym mogła obwinić go spowodowanie wysypu. Podkład w cenie regularnej kosztuje około 60zł, trzeba polować więc na promocje.

Ja bez podkładu. W celu prezentacji odcienia nałożyłam go tym razem nie na dłoń a na policzek.


Podkład już mam na sobie


Podkład plus puder matujący Kryolan plus róż Nars Orgasm plus kredka do brwi Schlecker plus tusz Wibo


piątek, 26 kwietnia 2013

Pat&Rub. Rewitalizujący żel myjący.

Pat&Rub. Rewitalizujący żel myjący.
Do walki z moją przesuszoną na wiór, wręcz bolącą w okolicy łokci i kolan  skórą postanowiłam włączyć także naturalne pozbawione SLS żele pod prysznic. Stanęło na Pat&Rub, raz że ją lubię a dwa, że w ofercie marki możemy znaleźć tylko naturalne podparte odpowiednimi certyfikatami kosmetyki. Nie ma więc obaw, że wydam kasę nie małą a dostanę to co naturalne jest tylko z nazwy na opakowaniu. Z serii rewitalizującej posiadam a raczej posiadałam, bo się skończył olejek do ciała (KLIK). Produkt ten był świetnym uzupełnieniem pielęgnacji po kąpieli. 




Co się tyczy samego żelu, to dostajemy go w podłużnej butelce z tworzywa, które zgodnie z filozofią marki nadaje się do ponownego przetworzenia lub jeżeli taka opcja nie jest możliwa, produkty mają się degradować w ciągu kliku lat. Cała seria rewitalizująca utrzymana jest takiej samej stylistyce, dominuje tu czerwień i żółć. Kolory kojarzące się jednoznacznie z energią, siłą i dobrym nastrojem. Prostota w grafice opakowań bardzo mi odpowiada. Żel wydobywa się poprzez kliknięcie na nakrętce, bardzo to dobre rozwiązanie. 



Woli przypomnienia, żel podobnie jak wszystkie produkty Pat&Rub nie zawiera składników pochodzących z ropy naftowej, silikonów, glikoli, PEG-ów, sztucznych konserwantów, zapachów, barwników i został przebadany dermatologicznie pod kątem jego alergenności. Wszystkie te informacje znajdziemy z tyłu opakowania, gdzie jak krowie na rowie, czyli mnie osobie nie znającej się raczej na składach wypisano po polsku składniki kompozycji żelu. A są to:
ekstrakt z żurawiny- nawilża, zwalcza wolne rodniki
woda z zielonej herbaty- tonizuje
olejek cytrynowy- odświeża umysł, poprawia wygląd skóry, reguluje, wzmacnia.
Jako substancji myjącej użyto tych pochodzących z oleju kokosowego i babassu. 



Wszystko to wygląda świeżo i naturalnie aż chce się szybko wskoczyć pod prysznic. Sam żel to dosyć gęsta kremowa emulsja koloru żółtego. Odrobina wylana na gąbkę tworzy piankę. Słowa pianka użyłam nie przypadkowo, żel to kosmetyk naturalny nie spodziewajmy się zatem wielkiej piany jak w przypadku tradycyjnych żeli. Jest ona jednak wystarczająca aby umyć całe ciało dokładnie. Lepszą piankę uzyskacie, nakładając produkt na gąbkę niż bezpośrednio na ciało. Skóra po umyciu jest gładka, świeża, nawilżona. Oczywiście z miejscami najbardziej przesuszonymi sobie nie radzi, ale nie zaognia też istniejących zmian, jak to ma miejsce w przypadku tradycyjnych żeli. A do tego ten zapach, cudowny, świeży, cytrynowy, zdecydowanie pobudzający. Z tego względu uwielbiam go stosować każdego poranka. Podczas szybkiego prysznica zapach trwa jakiś czas na skórze. Wieczorami dodatkowo wspomagałam się olejkiem z serii, aby czuć zapach o wiele dłużej. 
Na koniec o cenie warto wspomnieć, żel kosztuje około 49zł. Mało to nie jest wcale, ale warto polować na promocje jak ja. Często, gęsto kupuję kosmetyki Kingi nawet o połowę taniej.



środa, 24 kwietnia 2013

Rozjaśniłam sobie podkład.

Rozjaśniłam sobie podkład.
Podkład Parure de Lumiere Guerlain  dostałam od Agaty :*, u niej się nie sprawdził. Postanowiłam zbadać więc jak będzie się zachowywał podkład rozświetlający na mojej mieszanej cerze. Ale jak jak tu testować jak odcień taki ciemny? Kolor nazwano Beige Naturel ( 03), naturalnie beżowo to on chyba u mulatek wygląda. Choć wątpię, aby mulatki były tak żółte :P.  Oczywiście można by zmieszać dwa podkłady, w celu uzyskania jaśniejszego odcienia, ale ja nie preferuję tego sposobu. Uznaję mieszanie tylko tych samych podkładów, ale nie różnych rodzai czy też firm. Zaczęłam szperać po sieci i szukać innego sposobu na mój problem. U siebie na blogu Ewelina posiliła się białą bazą z Kolorówki.com i uzyskała jaśniejszy odcień swojego podkładu. Postanowiłam zrobić tak samo.


Baza ( Color Blend White) przychodzi w białym strunowym woreczku. Tomek jak to zobaczył  mówi: " wąglik". Całość to 5ml proszku o składzie:

  • Titanium Dioxide,
  • Sericite Mica,
  • Magnesium Stearate

Można jej użyć do rozjaśnienia podkładu, różu, cieni. Baza nieznacznie powoduje zwiększenie krycia kosmetyków. Baza kosztuje niecałe 6zł.



Przesypałam ją do małego pojemniczka kupionego w Rossmanie, żeby się nie kojarzyła z wąglikiem a także dla własnej wygody. Do wymieszania użyłam małego pędzelka do cieni Inglot.


Do rozjaśnienia wystarczy odrobina bazy nabrana pędzelek, lepiej dołożyć niż przedobrzyć. Następnie wymieszną część przekładamy do buteleczki z naszym podkładem i mieszamy bardzo dokładnie aby wszystko się połączyło. Ja w obawie, że zniszczę podkład eksperyment,   wykonałam na odlewce. 


No więc tak, bazą da się rzeczywiście uzyskać jaśniejszy odcień podkładu. Jednak przynajmniej w przypadku Parure de Lumiere da się to zrobić maksymalnie o jeden ton. Dosypanie większej ilości  proszku powoduje, że podkład staje się tępy, błyskawicznie zastyga, w moim przekonaniu traci swoje właściwości. Baza nada się do bardziej płynnych podkładów, w przypadku gęstych może się nie sprawdzić. 

03 Beige Naturel, po prawej delikatnie rozjaśniona wersja. 

roztarty 04 Beige Naturel i po prawej rozjaśniony odcień
Podsumowując użycie bazy jest świetnym sposobem na poradzenie sobie ze zbyt ciemnym odcieniem podkładu. Nie radzę jednak tego robić na całej butelce, bo można go zniszczyć. Można bazę dokładać przy każdorazowym robieniu makijażu, jednak jest to czasochłonne. Najlepiej zróbcie odlewkę i zobaczcie jak podkład się zachowuje. 

Prawidłowy odcień już mam, pozostaje mi sprawdzenie jego pozostałych właściwości :)


wtorek, 23 kwietnia 2013

Essie. Bond With Whomever.

Essie. Bond With Whomever.
Aaa wiosna, wiosna, ciepło, słońce, katar powoli mija, zaczynam coś czuć. Z przyjemnością odsuwam rano rolety, żeby ujrzeć niebieskie niebo i słońce. Na paznokciach moich dziś gości kolor pochodzący z wiosennej kolekcji Essie ((KLIK). To maleństwo to piękna pastelowa lilia. Kolor uniwersalny i pasujący w zasadzie zawsze i wszędzie.



Trochę obawiałam się aplikacji, z pastelami różnie bywa. Zupełnie niepotrzebnie, dwie warstwy wystarczyły do równego pokrycia płytki bez smug. Na końcówki dołożyłam Jolly Jewels od GR z numerkiem 105. Całość delikatnie mówiąc spierdzieliłam, bo dołożyłam top coat Misslyn , który przekraczając połowę opakowania postanowił zgęstnieć. Stąd widoczne bąbelki i nierówności. 












sobota, 20 kwietnia 2013

Letnia Balea razy dwa.

Letnia Balea razy dwa.
Wychyliłam dziś nos na balkon w celu oceny sytuacji pogodowej. Niestety nie napawa ona optymizmem, jest zimno i pochmurno. A nas nadal trzyma się wirus, poprawy nie widać znacznej mimo, że minął ponad tydzień. Tak więc patrząc za okno i na siebie z toną chusteczek u boku jeszcze mocniej chce mi się lata, ciepła, słońca i zieleni. A, że się nie ma co się lubi, lubi co się ma. A ma się dwa przywodzące na myśl lato i letnie zapachy żele pod prysznic Balea wchodzące w skład limitowanej kolekcji.



Pierwszy z nich, czyli  Dusche Brazil Mango przenosi nas w brazylijskie klimaty.  Jego zapach to cudownie odświeżające mango. Bardzo owocowy i naturalny to zapach.




Drugi natomiast to namisatka Hawajskiego klimatu zamknięta w zapachu słodkiego ananasa i kokosa ( Hawaii Pineapple). 



Mam ewidentną słabość do żeli Balea, uwielbiam je i już. Za wygląd, za idealnie kremową konsystencję, która pieni się niesamowicie. Uwielbiam ich naturalne nie naszpikowane chemią zapachy. Letnia limitowana kolekcja należy do wyjątkowo udanych, owocowe zapachy to zdecydowanie moja bajka. Na razie niestety mój zapchany nos nie pozwala mi niestety cieszyć się wyjątkowością zapachów. 


wtorek, 16 kwietnia 2013

Wiosenne nowości.

Wiosenne nowości.
Ajj jest pięknie, słonecznie i ciepło tak że wskoczyłam w trampki idąc do sklepu. Niestety na razie z Jaśkiem jesteśmy uziemieni, spowodowane jest to jego zapaleniem oskrzeli. Martwię się, więc niespecjalnie mam wenę na pisanie recenzji. Postanowiłam więc tylko zająć się zakupami, które poczyniłam w ciągu ostatnich dwóch, trzech tygodni. Oto one:


Róż, róż musi być.Padło na Nouba, bo kiedyś miałam ich bronzer i był świetny a po drugie w Douglasie do końca kwietnia obowiązuje promocja minus 30% na wszystkie produkty marki. Odcień 49 to piękny, żywa mieszanka koralu, różu i czerwieni. Świetnie będzie pasował do letniej opalenizny. Róż po rabacie kosztował około 66zł. 


Wizyta w Inglocie zakończyła się zakupem pudru prasowanego z nowej linii marki, 3S, Sport Stage Studio. To linia pudrów, która ma jednocześnie matowić a także rozpraszać światło. Idealna ma być zatem dla sportowców a także przy sesjach fotograficznych. Wybrałam puder w odcieniu żółtym dla zniwelowania naczynek, które posiadam. Niestety przez żółte tło, odcień na zdjęciu gdzieś mi zniknął. Musicie mi zatem uwierzyć, że puder jest koloru delikatnie żółtego. Kosztuje 45zł.


Właściwie to do Inglota poszłam nie po puder, ale coś na powieki w związku z weselem na które się wybierałam. Nie wiedziałam sama czego chcę, może eyeliner, może jakiś cień. Pani konsultantka doradziła mi abym spróbowała sypkiego cienia. Do pastelowo miętowej sukienki ustaliłyśmy, że pasować będzie odcień 71. Ten niepozornie wyglądający kolor, na powiece zmienia się w przepiękny turkus mieniący się na złoto i zielono. Na mojej tłustej powiece bez bazy wytrzymał całonocną imprezę. Kosztuje 26zł. 


Szampon Kolorane na bazie wyciągu z granatu do włosów farbowanych kupiłam w Hebe. Bardzo fajnie sprawuje się na moich włosach, po umyciu nie potrzebuję odżywki. Nie pamiętam dokładnie ceny,ale kosztuje ponad 30zł. 


Z szafy Bell także w Hebe wzięłam nową propozycję marki a mianowicie Hypoalergiczny tusz do rzęs HYPOAllergenic Mascrę stworzono z myślą o osobach zmagających się z problemem wrażliwych oczu a także noszących szkła kontaktowe. Ja problemów takich nie mam, podziałała zatem na mnie magia nowości. Tusz należy do wydłużających, nie pogrubiających produktów, jest dosyć rzadki mam nadzieję,że zgęstnieje. Ogólnie jestem zadowolona, nie ma się co po nim spodziewać firanek do nieba, to tusz do stosowania na co dzień. Kosztuje 15,99.


Podkład Rimmel Match Perfection ma być być następcą słynnej wersji żelowej w słoiczku. Jak dla mnie to zupełnie inna nie moja bajka. Podkład jest rzadki, kryje słabo i niestety krycia nie można stopniować, bo tworzy smugi. A i daje dziwny efekt mokrej buzi, nie znoszę tego. Po aplikacji najczęściej przykładam chusteczkę aby pozbyć się tego efektu. Podkład na promocji kosztuje około 25zł. 



Zakupy na Pat&Rub to efekt śledzenia ich profilu na FB, gdzie często gęsto można się dowiedzieć o promocjach w sklepie internetowym. Oliwkę do ciała i kąpieli dla dzieci udało mi się niegdyś kupić za pół ceny, czyli za 32,50. Powiem krótko, jest znakomita co nie znaczy że dałabym za nią ponad 60zł :). Zapomniałabym dodać iż jeszcze dziś możecie skorzystać z promocji na koszty przesyłki. Przesyłka kurierem kosztuje 10zł. 


O mamo zakochałam się i uzależniłam. Do oliwki dorzuciłam słynny peeling kawowy. Jest znakomity, mogę go używać równie często jak piję kawę. Świetnie wygładza, ujędrnia i napina usta. Kosztuje 49zł.


Dobrnęłam do końca, oczywiście wszystko jest mi niezbędne i konieczne do życia. :D