
Z uwagi na męczące mnie od jakiegoś czasu złe samopoczucie a także obowiązek większej ilości wypoczynku moje zakupy kosmetyczne ograniczają się w zasadzie tylko do uzupełniania braków. Przynajmniej na razie zrezygnowałam z zakupu kolorówki. Rzadko wychodzę, więc zakupy takie nawet nie sprawiły by mi takiej przyjemności jak powinny. Ale już ja sobie w swoim czasie ten stan rzeczy odbiję nie ma to tamto! Tymczasem pokażę Wam o co powiększyła się moja kosmetyczka.
I o mnie Pat& Rub pomyślało wybierając osoby do obdarowania z okazji Dnia Blogera. Dziękuję za masło rewitalizujące z żurawiną i cytryną, balsam da rąk z serii otulającej, który stał się już ulubieńcem nie tylko moim ale i Tomka. Flakonik stoi sobie koło komputera i korzystamy z niego wspólnie. Do zestawu dołączono także jedną z nowości, czyli mleczną mgiełkę z trawą cytrynową i kokosem. Świetny pomysł dla takiego lenia w balsamowaniu jak ja, szybko się wchłania i lekko nawilża.
Swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami niemieckiej marki Logona zaczęłam od dwóch produktów. Pierwszym z nich jest pianka do mycia twarzy z miętą i oczarem wirginijskim. Świetna w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej. Naturalna formuła, zawierająca wysokowartościowe substancje czynne z biologicznych upraw, jak olejek miętowy oraz ekstrakty z nagietka lekarskiego, zielonej herbaty, szałwii i rozmarynu, jak również ekstrakty z magnolii i kory wierzby chroni skórę przed utratą wilgotności i przywraca jej równowagę wodno-tłuszczową. Wykazuje działanie antybakteryjne i przeciwzapalne. Świetnie oczyszcza moją buzię rano a także delikatnie matuje. Kupiłam ją w internecie. Kosztowała 37 złotych za 100 militrów.
Drugim produktem Logona, który nabyłam jest glinka brązowa w proszku Ghassoul. To glinki zastąpiły wszystkie drogeryjne maseczki. Trochę z nimi zachodu z rozrabianiem czy nakładaniem czy wreszcie zmywaniem, ale zaświadczam Wam, że te wszystkie niedogodności zostaną wynagrodzone lepszą kondycją skóry. Ta akurat glinka kosztowała mnie 23 złote, kupiłam na aukcji internetowej.
Płyny micelarne schodzą jak przysłowiowa woda. Nim się obejrzę kończę już buteleczkę. Używam ich nawet wtedy gdy w ciągu dnia nie mam makijażu. Tym razem testuję micel Perfecta z minerałami morskimi i bławatkiem. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Kupiłam go w Hebe za 11,99 złotych.
Primer matujący do samodzielnego wykonania przybył do mnie z kolorówki.com. Niezastąpiony przy stosowaniu minerałów. Ujednolica, wygładza, zmiękcza rysy, zwiększa przyczepność makijażu a także przedłuża jego trwałość. Może być stosowany jako puder wykańczający. W zasadzie podobny efekt osiągałam nakładając pod podkład zwykły, lekki puder transparentny . Jedyna różnica to efekt tzw. glow jaki można nim osiągnąć. Opinię o nim wyrażę za jakiś czas testując go z różnymi podkładami. Kosztował mnie około 40 złotych.
Top Coat Anti-Chip Sally Hansen zbiera same pozytywne opinie w blogosferze. Nabyłam więc go i ja. Jak na razie testowałam go tylko z lakierami Essie. Znacząco nie przedłuża trwałości manicure . Bardziej przyspiesza wysychanie. Kosztował 21,99 w małej drogerii.