
Miało być cudownie, lato, słońce, ja i kredka czy też pisak czy też połączenie błyszczyka ze szminką na ustach. Bo jak tu lato przeżyć bez choć jednej kredki do ust? to się nie mogło udać. Z czystej ciekawości po obszernej lekturze internetowej tychże produktów, albowiem wysyp ich ogromny się zrobił zdecydowałam się na produkt zaproponowany przez Bourjois. Do marek drogeryjnych pałam większą i mniejszą sympatią, Bourjois znajduje się w pierwszej grupie. Tak więc wyczekałam promocji w Hebe, pamięć mnie trochę zawodzi ale wydaje mi się, że produkt kosztował coś koło dwudziestu polskich złotych i mam. Kupiłam obietnicę błyszczącego, transparentnego koloru, blasku a także uwaga optycznego powiększenia ust. Nie mam złudzeń ust Dody raczej kredką nie da się wyczarować, ale jak by tak choć ciut ciut większe były to się nie pogniewam. Ponadto pisak ma być wodoodporny i trwać nieprzerwanie na ustach do 10 godzin. Jak marketing ma się do rzeczywistości zapraszam na małe podsumowanie jedynego jak dotąd w mojej kolekcji wynalazku pod tytułem kredka do ust.
Produkty dostępne w ofercie proponowanej przez różne firmy wyglądają podobnie, jak pisak. Ta Bourjois nie odbiega niczym od norm, to sztyft, który w miarę zużywania można wysuwać poprzez przekręcenie końcówki ( to srebrne coś widoczne u dołu opakowania). Całość zamykana jest skuwką i choć bym chciała to zastrzeżeń żadnych do mechanizmu nie mam. Wszystko działa bez zarzutu od zakupu po dzień dzisiejszy. Wybierając odcień nie dostaniecie oczopląsu, nie będziecie cierpieć na brak zdecydowania, szukać miejsca na dłoni aby porównać kolejny. Kolorystyka nie przedstawia się jakoś imponująco, to tylko cztery odcienie. Ja wybrałam ten oznaczony numerkiem trzy opatrzony nazwą Orange Punch. Jakoś tak ubzdurałam sobie, że do pełni szczęścia brakuje mi koloru zbliżonego do brzoskwini. Ten pomarańcz miał być jego namiastką. No i o ile na dłoni wygląda pomarańczowo to po nałożeniu na usta wybijają z niego czerwone tony. I masz babo placek, nie mam brzoskwini, nie mam pomarańczy, kolor jaki uzyskuje to mieszanka pomarańczy z czerwienią. Sam sztyft podobno ma faktor 15 SPF i jest dosyć miękki, przypomina konsystencję masełka do ust. Ładnie sunie po ustach, dając im szybko kolor i blask. Kolor jest dosyć intensywny nie wiem w którym miejscu tu transparentność, zgodzić się mogę na półtransparentność. Nie jest to produkt, którym mogę sobie pomalować usta w biegu, ta dosyć szeroka końcówka wymaga lustra w innym razie wyjeżdżam poza obręb ust. Niestety nie odnotowałam efektu powiększonych ust, po aplikacji mają ten sam rozmiar co przed nią. Może optycznie trochę są wydatniejsze za sprawą blasku jaki daje pisak. Niestety blask znika równie szybko jak napisy z opakowania. Nim zdążę wyjść z domu znika efekt błysku zostaje delikatny kolor, który zaczyna zbierać się w załamaniach. Dobrze, że chociaż pozostawia miękkie i nawilżone usta przez jakiś czas.
No mnie mimo całej sympatii do marki produkt ten nie uwiódł, po ponad dwóch miesiącach użytkowania, nie codziennego dodam, wygląda jak z psu z gardła wyciągnięty. Wszystkie napisy się starły a do tego brak trwałości, brak wodoodporności nie przekonują mnie do kolejnych zakupów tego typu produktów.