
Od jakiegoś już czasu nie mogę się doczekać wprost momentu kiedy po wieczornym demakijażu czy przy porannym oczyszczaniu czy też wreszcie przy odświeżaniu buzi w ciągu dnia sięgnę po butelkę toniku Pat & Rub. Że jest wielki niech świadczy fakt iż w użyciu obecnie mam już trzecią butlę nie planując przy tym zdrad. Sięgam wprawdzie po inne naturalne propozycje, szukając sama nie wiem właściwie czego, bo wszystko już przecież znalazłam w tymże produkcie. Zganiam to na jakże ludzką cechę jaką jest ciekawość. Póki co tonik Pat& Rub wygrywa w moim osobistym rankingu produktów do tonizacji, obalając tym samym moje dotychczasową wiedzę na temat działania tychże produktów. Dotychczas żyłam w przeświadczeniu iż tonik ma regulować PH. Przyznacie same, że trudno mierzalna to cecha, ale skoro tak mówią tak musi być myślałam sobie nakładając sumiennie każdego dnia, każdego ranka jak i wieczora porcję toniku. Uległam powszechnemu przekonaniu iż po produkcie takim jak tonik nie należy spodziewać się zbyt wiele. Otóż można dostać więcej o wiele więcej i ba powiem więcej ja czuję się spełniona. Bo tonik Pat&Rub nie tylko oczyszcza, ale i koi, goi, nawilża a także działa przeciwzapalnie. Serio!
Myślę, iż nikomu nie muszę przypominać iż Pat & Rub to firma w stu procentach polska i tylko polska. Nie muszę też zbytnio już nikogo przekonywać iż wszystkie produkty marki są w pełni ekologiczne, naturalne pozbawione wszelkich świństw, których często pełno w produktach drogeryjnych także tych określanych mianem luksusowych czy też dostępnych w aptekach. Nie znajdziemy tu groźnie brzmiących składników pochodzących z ropy naftowej, silikonów, konserwantów, zapachów, barwników. Jednym słowem, bez kompromisów, bez ściemy. Krótki, przyjemny i naturalny skład to także dewiza toniku, nad którym rozwodzę się w dzisiejszej recenzji. Oczyszczające jak i kojące jak i też przeciwzapalne działanie zawdzięczamy przyjemnemu składowi bogatemu przede wszystkim w wody. Ta różana, złagodzi zaczerwienienia, ta rozmarynowa podziała antybakteryjnie i przeciwzapalnie, lawendowa z kolei, załagodzi podrażnienia a dodatek rumianku solnego będzie pomocny kiedy dopada nas rumień i zaczerwienia.
Prostota towarzyszy nie tylko składowi tegoż produktu ale i opakowaniu. Jest prosto ale i czytelnie. Etykiety zawierają wszystkie i wyczerpujące informacje na temat tego z czym mamy do czynienia, jego składu, działania czy daty ważności. Samo dozowanie produktu odbywa się w przyjemnej atmosferze, z malutkiej dziurki wyleci tyle produktu ile chcemy a nie ile się wyleje. Zatrzymać się muszę chwilę na zapachu tegoż produktu, jak dla mnie bajka. Nie pachnie wcale różami, na co wskazuje zawartość procentowa poszczególnych składników. Jak dla mnie pachnie on lawendowo z domieszką pozostałych wód. Już sam zapach działam na mnie jak pewnego rodzaju aromaterapia. Dalej jest tylko lepiej, bo z każdym przetarciem wacikiem, moja buzia zyskuje nowe oblicze. Jest jaśniejsza, odprężona, cudownie gładka i miękka. Tonik robi dobrą robotę także wtedy, gdy potrzebuje ona ukojenia po zastosowaniu glinki, czy też peelingu od których nie stronię aby pozbyć się niedoskonałości. Często na noc na przetarciu tonikiem twarzy rezygnuję z nałożenia kremu. Nie potrzebuję go, bo moja cera jest cudownie nawilżona i wyciszona po całym dniu noszenia makijażu. Mam jeszcze patent na wykorzystanie tego toniku, to mój niezbędnik szczególnie przed okresem, kiedy moja cera szaleje. Przygotowuję miksturę składającą się z odrobiny rzeczonego toniku, kilku kropel olejku tamanu a także dwóch trzech olejku herbacianego. Wszystko mieszam a zagłębieniu dłoni a powstałą emulsję nakładam na buzię. Kładę się spać, a rano cieszę się jak dziecko, bo pryszcze znikają.
Jedyne do czego można się przyczepić, choć ja tego nie czynię, nie czepiam się wysokiej ceny albowiem działanie wynagradza mi wszystko. Wydanie 60 złotych w starciu z wysokiej jakości naturalnymi składnikami a także fenomenalnym działaniem nie boli aż tak bardzo. Zresztą ja zawsze poluję na promocje, chyba jeszcze żadnego produktu Pat& Rub nie nabyłam w cenie regularnej.