wtorek, 23 września 2014

Owocowy peeling enzymatyczny/ Femi.

Owocowy peeling enzymatyczny/ Femi.
O produktach Laboratorium Farmaceutyczno-Kosmetycznego Femi nie usłyszycie w telewizji, nie zobaczycie ich na kartach kolorowych magazynów czy wszechobecnych rozpraszających bilbordach. One są z dala od reklamy, zgiełku i szumu medialnego. Od ponad 20 lat powstają kosmetyki naturalne tworzone z pasją , których składniki i działanie muszą być najwyższej jakości tak aby móc skutecznie konkurować z ogólnie dostępną ofertą a za którą idzie ten cały szum medialny. Przyznam, że filozofia marki, ekologiczny styl życia i bycia jej właścicielki to moje klimaty. Jak jest z tworzonymi przez nią kosmetykami, postanowiłam się przekonać na własnej skórze, dokonując zakupów w domowym zaciszu dwóch produktów. Jeden to krem na dzień o nim będzie za chwilę, dziś skupię się i zatrzymam chwilę przy Owocowym Peelingu Enzymatycznym. Peelingi i maseczki, to te produkty dzięki, którym san mojej cery ulega poprawie. Nie wyobrażam sobie bez nich swojej pielęgnacji.




Kosmetyk ten wspaniały przychodzi do nas zapakowany w szklany, gruby słoiczek zakręcany od góry uroczą nakrętką. Wiem, wiem wielu z Was takie słoiczkowe rozwiązanie może wydawać się nie higienicznie, mnie to nie przeszkadza. Poza tym takie rozwiązanie pozwala na zużycie produktu do samego końca.Całość zapakowana jest dodatkowo w kartonik a na nim wszelkie niezbędne informacje o produkcie, jego składzie a także terminie ważności. Wyczytać zatem możemy iż peeling zawiera enzymy z papai i ananasa, które stosowane w odpowiednim stężeniu mają zdolność do rozpuszczania martwych, zrogowaciałych komórek naskórka. Działają przy tym tylko na powierzchni naskórka, odpowiednie będą zatem dla cer, które nie tolerują peelingów mechanicznych czy kuracji kwasami.Peeling zawiera także wciąg z lukrecji o działaniu oczyszczającym i antyseptycznym. Alantoina i Pantenol zaś potęgują działanie rozjaśniające i łagodzące.
Peeling ma dosyć specyficzny lekko ziołowy zapach, ja jestem wielbicielką takich woni. Nie ma w nich aromatów innych poza tymi jakie dają składniki zawarte w produkcie. 
Aplikacja peelingu należy do bajecznie prostych, wszystko za sprawą konsystencji, która jest lekka, taka troszkę budyniowa. Jego stosowanie to prawdziwa przyjemność, wierzcie mi. Produkt na moją mieszaną cerę nakładam dwa razy w tygodniu, a oczyszczoną skórę twarzy i dekoltu na około 15 minut, po czym dokładnie zmywam wodą. Po zabiegu moja cera jest niebywale czysta, odświeżona, rozświetlona i nawilżona. Tak, tak to wszystko dzięki jednemu niepozornie wyglądającemu produktowi. Nie mogę przestać się dotykać, teraz już zrozumiałam sens powiedzenia, że buzia może wyglądać jak 'pupcia niemowlęcia'. Życzyłabym sobie, aby ten efekt trwał wiecznie. Oczywiście tak oczyszczona buzia doskonale chłonie aplikowane po peelingu kosmetyki, u mnie to są najczęściej dwie krople olejku różanego.
Peeling jest bardzo wydajny, do jednorazowej aplikacji wystarczy niewielka ilość, dzięki czemu wystarczy mi na długo. To jeden z bardziej udanych tegorocznych zakupów jak i odkryć kosmetycznych.






Pojemność: 50ml.
Cena: 102zł.
Dostępność: sklep internetowy Femi.pl


 

środa, 17 września 2014

Relaksujący płyn micelarny / Clochee...

Relaksujący płyn micelarny / Clochee...
... to moje pierwsze i na pewno nie ostatnie spotkanie ze szczecińską marką w stu procentach naturalną. Naprawdę!. Bez ściemy i owijania w bawełnę wszystkie preparaty Clochee wolne są od parafiny, parabenów, silikonów, syntetycznych barwników czy aromatów. Dziewczyny założycielki pomyślały, także o tym aby opakowania wszystkich produktów pochodziły z recyklingu i nadawały się do ponownego przetworzenia. Ta ich surowość i prostota wielu osobom się nie widzi, ja jestem wprost oczarowana tym stylem.
Oferta produktów Clochee nie jest może zbyt mocno rozbudowana, ale zawiera wszystko co kobiecie do szczęścia i podstawowej pielęgnacji każdego dnia potrzeba. Mamy tu więc produkty do demakijażu, tonizowania, kremy, peelingi i masła do ciała. To takie niezbędniki, których używa się każdego dnia.


 Filozofia marki, którą pozwoliłam sobie zawrzeć, na zdjęciu które widzicie powyżej jest mi chwilowo obca ze względu ciążowe gabaryty. Jakiekolwiek przyjemności czy obowiązki sprawiają mi trudności, i mogłabym je odkładać w nieskończoność. No ale makijaż wykonać trzeba i to nawet lubię, ale gdy przychodzi czas demakijażu, ogarnia mnie leń i zazwyczaj senność wielka. Szukam więc w ostatnim czasie preparatów, które będzie charakteryzować szybkie i skuteczne działania. Zaczynam jak zwykle od zmycia makijażu płynem micelarnym od Clochee, to jak mi się wydaje jedno z najmłodszych "dzieci" marki. Relaksujący płyn micelarny, bo taka pełna jego nazwa oparto na bazie hydrolatu z róży damasceńskiej oraz kwiatu pomarańczy. Oby dwa te składniki charakteryzują właściwości łagodzące, przeciwzapalne, oczyszczające, regulujące produkcję sebum, odświeżające i ściągające. Płyn znakomicie sprawdzi się u cer wrażliwych czy naczynkowych.



Produkt zamknięto w smukłej butli o pojemności 250ml z ciemnego tworzywa. Spokojnie, możemy jednak kontrolować stopień zużycia produktu. Płyn dozujemy za pomocą  logicznie pomyślanej pompki. Nic się nie ulewa, nie rozlewa a co za tym idzie niepotrzebnie nie marnuje. 
Tyle w kwestii technicznej. Co się tyczy zapachu, o jest on prawie niewyczuwalny i moim zdaniem dość neutralny. Nie męczący, nie mdły, nie nachalny. Mój mocno wyczulony w ciąży nos nie protestuje, więc jest dobrze. 
Przyznam, że decydując się na zakup tegoż produktu miałam pewne obawy czy podoła makijażowi oczu i buzi. I wiecie, co rada jestem ogromna albowiem produkt załatwia mi sprawę demakijażu dość szybko. Nasączony nim wacik i przyłożony do oka zmywa tusz, bazę i cienie bez szczypania, pieczenia czy innych podrażnień. Równie dobrze sprawa wygląda jeśli chodzi o zmycie podkładu, pudru, różu czy kurzu nagromadzonego w ciągu całego dnia. Można powiedzieć, że demakijaż przebiega w relaksacyjnej atmosferze kończę bez efektu pandy na oczach czy uczucia niedoczyszczonej buzi. Ten wybór bardzo bliski naturze, o był strzał w dziesiątkę!


Pojemność: 250ml.
Cena: Regularna 59zł ( ja kupiłam z rabatem 10%)
Dostępność: sklepy internetowe oferujące kosmetyki naturalne.

Skład:  
 Aqua**, Citrus Aurantium Amara Flower Water (and) Citric Acid (and) Aqua (and) Sodium Benzoate (and) Potassium Sorbate*, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate (and) Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate (and) Aqua*, Glycerin*, Rosa Damascena Flower Extract (and) Citric Acid (and) Aqua (and) Sodium Benzoate (and) Potassium Sorbate,* Aloe Barbadensis Leaf Juice (and) Potassium Sorbate (and) Sodium Benzoate*, Sodium Dehydroacetate*.
 
* Certified by Ecocert, ** Natural Raw Material
 

czwartek, 28 sierpnia 2014

John Mastres Organic/ Serum regulujące z mącznicy lekarskiej....

John Mastres Organic/ Serum regulujące z mącznicy lekarskiej....
.... czyli produkt naturalny wchodzący w skład jednej z moich ulubionych firm, nie testowany na zwierzętach, bez szkodliwych parabenów, wykonany za to na bazie naturalnych składników. Zaręczam Wam, że ten bogaty w składniki odżywcze skład nie spowoduje w żadnym wypadku uczulenia, uczucia pieczenia ani też wysuszenia. Jedyne co Was może spotkać stosując produkty JMO to odwdzięczenie ze strony skóry w postaci zdrowia i blasku. Jeżeli zatem szukacie produktu wspomagającego walkę o poprawę stanu cery i dawno już przestałyście  wierzyć, że cudów nie ma, gładka cera nie pojawi się po jednym zastosowaniu czy jednej nocy- serum regulujące z mącznicy lekarskiej będzie świetnym wyborem.




Do rzeczy zatem. Serum przychodzi do nas zapakowane w kartonik, wykonany w 100% z makulatury z minimalną ilością atramentu. Możemy więc spać spokojnie wszystko ulegnie z czasem biodegradacji bez szkody dla Matki Natury. Produkt właściwy upakowano w przyjemnej dla oka, zgranej stylistycznie z pozostałymi produktami niezależnie od typu i przeznaczenia jakie ma w ofercie JMO. Ciemna, masywna buteleczka ma jeszcze jeden atut a mianowicie chroni produkt przed niekorzystnym wpływem promieni słonecznych. Buteleczkę zakończoną pompeczką niekoniecznie poprawnie, lekko i bez problemu działającą. Poczytując o produkcie w sieci, wiem iż to przypadłość nie tylko mojego ezgemplarza, po prostu ten typ tak ma. Trzeba się nauczyć nim obsługiwać, albowiem pompka potrafi rozbryzgiwać serum gdzie popadnie. Moja metoda polega na delikatnym wyciśnięciu odrobiny serum na dłoń a następnie rozprowadzeniu na interesujące mnie obszary (w zależności od kondycji cery punktowo lub też po całości). Wszelkie niedogodności związane z aplikacją, do których zresztą już się przyzwyczaiłam i o nich nie pamiętam wynagradza mi skład i działanie serum.Specjalna jego formuła oparta na wyciągu z mącznicy lekarskiej, ekstraktu z kory wierzby i ryżu działa wyjątkowo łagodząco i kojąco na potrzeby skóry mieszanej i tłustej. Serum pomaga w równoważeniu gospodarki tłuszczowej na skórze oraz reguluje produkcję łoju.  Innymi słowy ekstrakt z mącznicy lekarskiej na  redukcję sebum, ryż na złagodzenie, wyciąg z kory wierzby przeciw powstawaniu niedoskonałości a zielona herbata jako antyoksydant. Bazą serum jest woda ale nie zwykła woda, tutaj mamy tę z aloesu. 
Serum o dosyć gęstej konsystencji i bardzo dobrej wydajności nakładam na oczyszczoną twarz zawsze rano. Ze względu na jego słabe właściwości nawilżające i moją niechęć do nakładania zbyt wielu produktów odpuściłam jego aplikację na noc. Odrobinka, dosłownie kropla wystarczy aby pokryć całą buzię. Błyskawiczne jego wchłanianie powoduje, że bez problemu mogę nakładać krem a następnie wykonać makijaż. Nic się nie roluje, nie klei a dobrze współgra z produktami, które nakładam w dalszej kolejności. 
O działaniu serum mogę powiedzieć tyle iż nie jest ono błyskawiczne, moja cera jednak przy regularnym jego stosowaniu dzień w dzień zaczęła wykazywać oznaki lepszej kondycji. Po pierwsze serum dobrze matuje i utrzymuje w ryzach makijaż przez większość dnia. Wyglądał on dobrze nawet w tegoroczne upalne lato. Po drugie cera nabrała jak by nowego blasku, stała się jednolita, a pory na niej się znajdujace stały się mniej widoczne. Co istotne serum nie wysusza ani nie podrażnia cery. Kwestie to bardzo istotne albowiem mogą przynieść skutek odwrotny jakim jest pogorszenie stanu cery.
Serum z mącznicy lekarskiej to mój ulubieniec pielęgnacyjny ostatnich miesięcy, ulubiony niekoniecznie dla portfela. Zdając sobie sprawę z małych jego zasobów produkt zakupiłam w promocji, która sięgnęła prawie 50% jego wartości.





Pojemność: 30ml.
Cena: 149zł ( ja kupiłam za 74zł)
Dostępność: tylko sklepy internetowe.

Skład:
Aloe barbadensis (aloe vera) leaf juice, lavandula angustifolia (lavender) flower water, salix nigra (willow) bark extract, epilobium fleischeri extract, glycerin, leuconostoc/radish root ferment filtrate, arctostaphylos uva ursi (bearberry) leaf extract, camellia sinensis (green tea) leaf extract, oryza sativa (rice) extract, candida bombicola, glucose, methyl rapeseed ferment, sclerotium gum

środa, 13 sierpnia 2014

Emulsja oczyszczająca z granatem/ Alterra.

Emulsja oczyszczająca z granatem/ Alterra.
Nie było mi dane spotkać się z poprzednią wersją emulsji, czyli tej z dziką różą, głównie ze względu na małą sympatię do produktów z tym składnikiem w składzie. Za to nowa wersja z granatem, która zasiliła Rossmannowe półki całkiem niedawno wzbudziła mój entuzjazm na tyle, że zaraz po pierwszych wieściach na temat jej dostępności, pognałam do drogerii. Wrróć... nie pognałam, w moim stanie możemy mówić o toczeniu się do celu! Udało mi się uchwycić ostatnią sztukę w regularnej cenie, czyli około 9złotych polskich. Za tę kwotę niewielką Alterra proponuje nam produkt oczyszczający w pełni naturalny zawierający kombinację takich składników jak olej z nasion granatu i żel z aloesu, które doskonale nawilżają cerę już podczas mycia. Ponadto znajdziemy tu masło shea i inne substancje pochodzenia roślinnego. Jako  środek myjący służy nam tu Coco-Glukoside otrzymywany na bazie olejów kokosowego i cukrów owocowych. Niezwykle delikatny, bezpieczny nie tylko dla skóry ale i środowiska to składnik. Wszystkie składniki produktu dobrano zatem tak aby w pełni zadowalały cery suche i bardzo suche, bo to właśnie głównie tym typom zadedykowano emulsję. 




Cery suchej ani tym bardziej bardziej suchej nie posiadam, raczej jest to mieszana w kierunku normalnej jednakże do porannego jej oczyszczania szukam delikatnych, nie drażniących a raczej odświeżających produktów. Zazwyczaj są to pianki, emulsje czy mleczka zmywalne wodą. I tak też stosuję emulsję z granatem, czyli nanosząc ją obficie na twarz a następnie zmywając ciepłą wodą. Boję się, iż taka ilość olei jaką ona zawiera nie zmyta wodą, mogłaby mnie po prostu zapchać. Po takim zabiegu mogę cieszyć się oczyszczoną z nadmiaru sebum buzią, która jest delikatna miękka, jak bym co najmniej nałożyła na nią dobry krem nawilżający. Przez prawie miesiąc stosowania tegoż produktu nie odnotowałam żadnego dyskomfortu związanego z przesuszeniem cery, nie pojawiły się też na niej żaden niespodzianki. Ze względu na niezwykłą delikatność produktu nie stosuję go do wieczornego oczyszczania. Dla cery takiej jak moja z tendencją do przetłuszczania okazała się być po prostu za słaba. I nawet zastosowany wcześniej płyn micelarny nie pomógł w dokładnym oczyszczeniu buzi po całym dniu.
Emulsję o pojemności 125ml dostaniecie tylko w drogeriach Rossmann. Całość zapakowano w miękką, stojącą tubę w przyjemnych jasnych kolorach. Nie jestem zbytnią zwolenniczką tego typu opakowań, ale w tym przypadku przesadnie narzekać nie będę albowiem emulsja mimo dość rzadkiej konsystencji na szczęście nie wylewa się z otworu. Emulsja pod postacią białego mleczka ma dosyć przyjemny owocowy zapach. Stosując emulsję z granatem nie spodziewajmy się obfitej piany, nie ma jej tu wcale. Ale absolutnie nie wpływa na to na zmniejszenie właściwości oczyszczających produktu, bo z tym jak zaznaczyłam wcześniej jest bardzo dobrze.Generalnie jestem bardzo zadowolona z tegoż produktu, bo jest tani, ogólnie dostępny a przy tym w pełni naturalny.

Ciekawa jestem czy emulsja wpadła w Wasze ręce i jakie wywarła na Was wrażenie?




Pojemność: 125ml.
Cena: około 9zł.
Dostępność: Rossmann.

Skład:
Aqua, Glycine Soja Oil*, Glycerin, Alcohol*, Glyceryl Stearate Citrate, Myristyl Myristate, Myristyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, Caprylic/Capric Triglyceride, Coco - Glucoside, Xanthan Gum, Butyrospermum Parkii Butter*, Punica Granatum Seed Oil*, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Bisabolot, Ginko Biloba Leaf Extract, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Parfum**, Linalool**, Limonene**, Geraniol**, Citral**, Citronellol**.
* Składniki z upraw ekologicznych.
** Z olejków eterycznych.

piątek, 8 sierpnia 2014

Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany/ Sylveco.

Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany/ Sylveco.
Prócz polskich pysznych jabłek im bardziej kwaśnych tym lepiej lubię polskie kosmetyki. Oferta Sylveco znajduje się w ścisłej czołówce moich ulubieńców. Czego nie dotknę to jestem zadowolona, wspaniale!. Proste, krótkie składy o wysokiej skuteczności działania a przy tym całkowicie bezpieczne dla skóry ciała, twarzy i włosów sprawiają, że używamy je całą rodziną. Wydajność za stosunkowo niewielką cenę to dodatkowy atut, który sprawia, że zawsze coś z Sylveco w mojej łazience gości. Marka raczy nas ostatnio nowościami, a że lubię je testować, pędem znalazłam się w moim ulubionym sklepie zielarskim aby nabyć Odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany. Jak wypadł w starciu z moimi włosami o tym w dzisiejszym wpisie. Zatem jabłko w rękę i zapraszam do lektury :)


Szampon jak wyczytać możemy na etykiecie naklejonej na butelce przeznaczony jest dla każdego rodzaju włosów ze szczególnym naciskiem na osłabione, zniszczone i wymagające regeneracji. Jak zawsze u Sylveco znajdziemy tu tylko delikatne substancje myjące, nie podrażniające skóry głowy.  Pszenica i owies jako źródło protein wiążą wilgoć, wnikają w korzenie włosów i odbudowują je po same końce. Ponadto szampon zawiera miód, kwas mlekowy i panthenol. Właściwości poszczególnych składników szczegółowo opisane są na stronie internetowej producenta. Dla takiego chemicznego laika to bardzo przydatna rzecz. Regularne stosowanie szamponu przyczynić się ma zatem do wyraźnej poprawy stanu włosów, mają się stać one elastyczne i mniej podatne na uszkodzenia a także rozdwajanie.
Regularnie zatem jak Pan producent zaleca stosowałam ów produkt w nadziei, że moje zniszczone i wysuszone nieodpowiednią pielęgnacją po zabiegu henny włosy, które przy okazji z natury są cienkie nabiorą życia. Szampon to aż 300ml dosyć gęstego produktu  w którym dominuje zapach trawy cytrynowej. Oprócz charakterystycznego ale delikatnego zapachu olejek z trawy cytrynowej reguluje wydzielanie sebum, działa antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo.
Szampon jak na ten z naturalnymi detergentami pieni się dosyć dobrze, aczkolwiek do umycia przynajmniej mocno przetłuszczających się włosów potrzeba nalać go znaczną ilość. Włosy zazwyczaj myję dwukrotnie i tak też było w tym przypadku, z tą różnicą, że tutaj to konieczność. Jednokrotne mycie powodowało, że włosy wyglądały nieświeżo, rzec nawet mogę iż były tłuste jak przed myciem. Szampon niestety plącze włosy, aby je rozczesać konieczna zatem jest odpowiednia odżywka. Jeżeli chodzi o walory pielęgnacyjne, którymi zachęcono mnie do zakupu to też jest kiepsko. Moje włosy po użyciu tegoż szamponu pozostawały matowe, szorstkie, bez życia i lekko obciążone. Ja wiem, że to tylko szampon ale czuję pewien niedosyt albowiem wiem, że po naturalnych produktach można spodziewać się więcej. Po zużyciu całej butli nie zauważyłam żadnej poprawy stanu włosów. Na plus ogromny zaliczyć to iż produkt nie podrażnia skóry głowy, można go zatem stosować codziennie. 
Kończąc jabłko i posta mówię iż nie dogadaliśmy się z tym produktem, ale nie przeszkodzi mi to w wypróbowaniu balsamu do mycia włosów. Tym czasem biegnę po ogórka małosolnego, dobre bo polskie! :)



Pojemność: 300ml.
Dostępność: sklepy internetowe, ja kupiłam w zielarskim.
Cena: 20,90.

Skład:
Woda, Glukozyd laurylowy, Betaina kokamidopropylowa, Miód, Glukozyd kokosowy, Panthenol, Proteiny owsa, Proteiny pszenicy, Guma guar, Kwas mlekowy, Benzoesan sodu, Olejek z trawy cytrynowej.


wtorek, 5 sierpnia 2014

Oeparol Hydrosense / Nawilżający krem po oczy i na powieki.

Oeparol Hydrosense / Nawilżający krem po oczy i na powieki.
Przyznać muszę iż do pielęgnacji wrażliwej skóry jaką niewątpliwie jest ta wokół oczu podchodzę dość lekko. Niezbyt wierzę w te wszystkie przeciwzmarszczkowe cuda, które jak  zapewniają ich producenci wygładzić mają skórę w "try miga". Wolę myśleć iż zmarszczki, które zawitały w okolicy moich oczu to dowód  dojrzałości życiowej a kurze łapki to po prostu efekt częstego uśmiechania się. Od produktów do pielęgnacji okolic oczu oczekuję przede wszystkim nawilżenia i w miarę naturalnego składu pozbawionego substancji alergennych.
Marki Oeparol nie trzeba myślę wielu z Was przedstawiać, podobnie jak ja słysząc jej nazwę macie na myśli słynną wiesiołkową serię. Bardzo lubię ich pomadki ochronne a także tonik. Nie zastanawiając się długo sięgnęłam po inną, nawilżającą serię jaką w szeregach marki znaleźć można, czyli Hydrosense , która  prócz kremów do twarzy zawiera także nawilżający krem pod oczy.




Krem otrzymujemy w tubce zakończonej dziubkiem. Całość dodatkowo okala kartonik a na nim podstawowe informacje o produkcie, czyli zastosowaniu, działaniu, składzie a także terminie ważności. Tubka o pojemności 15ml skrywa w sobie w zasadzie białą lekką emulsję. Jedno wyciśnięcie wielkości dosłownie główki od szpilki wystarczy nam do zaaplikowania na interesujące nas obszary. Krem, zwięźle rzecz ujmując jest po prostu dobry. Połączenie kwasu hialuronowego a także oleju z wiesiołka doskonale nawilżają skórę wokół oczu. Prócz tego w składzie mamy olej sojowy wspomagający barierę lipidową skóry a także masło shea mające zbawienny wpływ na regenerację naskórka. Krem zawiera także kofeinę, która pomoże w zmniejszeniu obrzęków pod oczami jeżeli z takowymi się borykacie. Skład w moim mniemaniu należy do tych z kategorii przyzwoitych bez parabenów i substancji mogących podrażniać okolice oczu. 
Krem wchłania się błyskawicznie bez jakiegokolwiek uczucia lepkości czy tłustości. Doceniam fakt ten szczególnie przed nałożeniem makijażu. Czynność tę mogę wykonywać bez zbędnego ślęczenia aż produkt się wchłonie. 
Po pewnym czasie obcowania z tym produktem patrzę w lustro i widzę cudownie nawilżoną okolicę oczu, taką miękką,  delikatną a także rozjasnioną. To nie jest produkt, który w cudowny sposób wyprasuje Wam zmarszczki, nie taka jego rola, zresztą jego formuła wydaje się być zbyt lekka aby coś mógł zdziałać w tej materii. Jego stosowanie to raczej profilaktyka na przyszłość. Odpowiednio nawilżona skóra na pewno wolniej pokaże zmarszczki czy kurze łapki. 
Podsumowując mój dzisiejszy wywód, jeśli szukacie solidnego a przy tym nie rujnującego portfela nawilżacza pod oczy polecam Wam właśnie ten produkt.
 



 Pojemność: 15ml.
Cena: około 16zł.
Dostępność: apteki internetowe i stacjonarne.

Skład:
Aqua, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Glycrin, Butyrospermum Parkii Butter, Caprylic/Acpric Trigliceride, Propylene Glycol, Lecitihin, Caffeine, Palmitoyl Carnitine, Isostearyl Isostearate, Cetyl Alcohol, Oenthera Paradoxa Oil, Phenoxyethanol/Ethylhexyl Glycerin, Biosaccaride Gum-1, Euphrasia Officinalis Extract, Acrylates/C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Allantoin, Sodium Polyacrylate, PArfum, Sodium Hylaluronate, Sodium Hydroxide.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Bronzer Waikiki / Lily Lolo.

Bronzer Waikiki / Lily Lolo.
To, że wielbię minerały to fakt znany.  Podkłady, róże, pudry pozbawione drażniących substancji chemicznych, parabenów, naocząsteczek, talku, sztucznych barwników czy konserwantów towarzyszą mi każdego dnia. Żywię głęboką nadzieję, że to one wespół z odpowiednią pielęgnacją pomogą w walce z niedoskonałościami mojej trzydziestoczteroloteniej już cery. Nie wystrzegam się produktów drogeryjnych i nadal po nie sięgam, ale tylko minerały są w stanie zapewnić mi komfort podczas takich upałów jak mamy teraz. Szósty już miesiąc ciąży, co raz większy brzuch z wyjątkowo ruchliwym osobnikiem płci męskiej w środku nie zachęcają do spoglądania w lustro, szukania bibułek matujących i w ogóle poprawy makijażu. Dzięki minerałom akurat w tej kwestii mam spokój przez większość dnia, makijaż nie znika, nie blednie, nie warzy się a buzia pozostaje matowa na długo.

Moja kosmetyczka mieści już kilka róży mineralnych, postanowiłam więc wypróbować bronzer mineralny. Padło na ten z logo Lily Lolo. Tego typu produkt występuje w trzech wariantach:
- South Beach, czyli śliczny, brzoskwiniowy bronzer w średnim odcieniu, który daje matowe wykończenie. Ten odcień idealnie nadaje się do makijażu dziennego.
- Bondi Bronze,  mający dawać  efekt połyskującej opalenizny, zachwycający, czekoladowo-złoty bronzer idealny dla osób o średniej i ciemnej karnacji.
-Waikiki  to przepiękny, jasny bronzer z mieniącymi się na złoto drobinkami. Wprost stworzony dla osób o jasnej i średnio-jasnej karnacji. I ten też odcień postanowiłam wypróbować. 



Produkt w formie sypkiej jak na minerały przystało zamknięto w solidnym opakowaniu z przekręcanym sitkiem. Mój bronzer przywędrował  jeszcze w starej szacie graficznej. Ilościowo proszku w rzeczonym opakowaniu mamy 8gram.
Mimo pewnych obaw co do słuszności wybranego odcienia, po otwarciu opakowania wiedziałam, że to jest to. Piękny jasny mieniący się na złoto bronzer to idealna propozycja na lato w celu podkreślenia otulonej opalenizną buzi, dekoltu czy ramion.




Absolutnie zgodzę się z opisem producenta iż jest to produkt do cer jasnych lub średnio jasnych, na ciemniejszych i oliwkowych nie będzie widoczny. 
Produkt charakteryzuje nienaganna pigmentacja a także łatowe aplikowanie w zasadzie każdym pędzlem. Nakłada się go bez problemu, łatwo rozciera bez plam. W malutką chwilę moje policzki otula pełna blasku tafla koloru bez grama drobinek. Waikiki to produkt dwa w jednym, prócz bronzera mamy tu także rozświetlacz. Nie ma zupełnie konieczności używania tego drugiego.
Waikiki to stosuję tylko miejscowo, ze względu na połysk nie pokusiłabym się używać go na całą buzię ani tym bardziej do konturowania. Nałożony na policzki delikatnie je podkreśli i uwydatni. Nasz makijaż nabierze blasku i świeżości, zachowując przy tym naturalność bez przerysowania i efektu bombki.

 


Pojemność: 8 gram
Cena: 72,90
Dostępność: Costasy.pl

niedziela, 29 czerwca 2014

Healthy Mix, korektor/ Bourjois.

Healthy Mix, korektor/ Bourjois.
Wykorzystując okazję jaka nadarzyła się prawie rok temu stałam się posiadaczką korektora Healthy Mix od Bourjois rzecz jasna. Ta okazja to oczywiście promocyjna cena, którą uszczuplono o całe czterdzieści procent od ceny regularnej licząc.
Za niecałe 24 złote otrzymałam aż 10ml produktu w miękkiej tubce utrzymanej w kolorystyce typowej dla gamy Healthy Mix.  Prócz korektora do wyboru mamy jeszcze do wyboru podkład i puder w kamieniu. Pod nakrętką tubki mieści się ścięty dziubek, aplikacja korektora odbywa się więc poprzez wyciśnięcie interesującej nas ilości kosmetyku. Rozwiązanie to na pewno higieniczne aczkolwiek na początku, kiedy opakowanie było pełne zdarzyło mi się wydobywać zbyt dużą ilość produktu, niewykorzystana część musiała więc lądować w koszu. 
Korektor ten stworzono z myślą o walce z cieniami pod oczami. Ponadto ma on dodawać skórze blasku i usuwać oznaki zmęczenia. I na tych właśnie dwóch jego właściwościach zależało mi najbardziej. Rzadko w okolicy moich oczu dostrzec można opuchnięcia, zasinienia czy cienie, zdecydowanie za to gości tutaj zmęczenie. Formułę korektora wzbogacono o wyciągi z trzech owoców: moreli ( dla rozświetlenia i rozjaśnienia), maliny ( dla poprawy mikro cyrkulacji), a także melona ( mającego działać nawilżająco). 
Korektor ma dosyć lekką, przyjemną jedwabistą konsystencję. Wklepujc go w niewielkiej ilości po oczy, a także na powieki (zakrywa żyłki czy zaczerwienienia) czy w kącikach oczu momentalnie zmienia nasze spojrzenie w bardziej świeże i wypoczęte, nie podkreślając przy tym zmarszczek a także nie wysuszając tak delikatnych okolic jakim są oczy. Produkt ten daje raczej średnie krycie. Z mocnymi cieniami czy niedoskonałościami moim zdaniem radzi sobie średnio. Oczywiście możemy się pokusić o nałożenie grubszej jego warstwy, ale w takim przypadku musimy się liczyć z tym, że będzie on wchodził w załamania i zmarszczki nieestetycznie je podkreślając.
Spośród tylko dwóch dostępnych odcieni, wybrałam dla siebie tę jaśniejszy opatrzony numerkiem 51 i nazwą light radiance. Obydwa cechuje przewaga żółtych tonów, które fajnie niwelują wszelkie zaczerwienienia. Tony te są tak wyraźne, że dla bardzo jasnych cer kolorystyka ta będzie nieodpowiednia, za ciemna. 
Korektora tegoż używam niezmiennie i codziennie od prawie roku, co wskazuje na wielką sympatię do niego. Wielkich problemów z okolicą oczu nie mam, zależy mi na wygładzeniu i wyrównaniu koloru pod oczami a także na powiece a ten produkt wszystko mi to zapewnia. Bez poprawek mogę cieszyć się świeżym spojrzeniem większość dnia. To produkt idealny dla osób, które szukają lekkiego, nie wysuszającego korektora na co dzień.









Pojemność: 10ml.
Cena: około 40zł ( ja zapłaciłam 23,99)
Dostępność: Rossmann, Hebe i inne.


Skład:
Aqua (water) • Cyclopentasiloxane • MethylMethacrylate Crosspolymer • Propanediol • Isononyl Isononanoate• Sodium Chloride • PEG / PPG-18/18 dimethicone • Silica •Disteardimonium Hectorite • Polyglyceryl-4 Isostearate • TocopherylAcetate • Caprylyl Glycol • Potassium Sorbate • Dimethicone •Chlorphenesin • Propylene Glycol • Alcohol Denat. • Parfum(Fragrance) • Sodium Stearoyl Glutamate • Sorbitan Sesquioleate• Disodium EDTA • Sodium Hyaluronate • Glycerin • Cucumis Melo(Melon) Fruit Extract • Prunus Armeniaca (Apricot) Fruit Extract •Rubus Arcticus Fruit Extract • Benzoic Acid • Sodium Benzoate •Sorbic Acid [ +/- (May Contain) : CI 77019 (Mica) • CI 77007(Ultramarines) • CI 77491, CI 77492, CI 77499 (Iron Oxides) • CI77891 (Titanium Dioxide) ] 09BMV003-1