niedziela, 2 lipca 2017

Ulubieńcy czerwca.



Nie spodziewałam się po czerwcu, że tak pozytywnie pogodowo nas zaskoczy. W Kornwalii mieliśmy chwile z prawdziwym, upalnym latem. Było więc dużo lodów, piasku i wody, bo każdą wolną chwilę staraliśmy się spędzić na plażowaniu. Z początkiem lipca wróciło wszystko do normy, pada i jest chłodniej :D. Korzystam więc z chwil spędzonych w domu i postanowiłam napisać posta kosmetycznymi ulubieńcami czerwca. Same cuda, mówię mam!
A jak lato to i opalenizna, złapałam jej wprawdzie trochę, ale jest kompletnie nierówna. Musiałam więc wspomóc się tą z tubki. Tym razem sięgnęłam po produkt do twarzy i ciała La Roche Posay z serii Autohelios. To na prawdę świetny produkt. Lekka, żelowa, nietłusta konsystencja wyjątkowo łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Jedyne co mi trochę przeszkadza, to to że produkt ma biały kolor i nigdy nie wiem ile go nałożyłam. Poza tym nie mam zastrzeżeń, opalenizna jest równa i co ważne nie wyglądam jak kurczak. Kolor jaki nim uzyskuję jest naturalnie brązowy, jak z plaży. Opalenizna długo się trzyma i nie ma potrzeby częstej aplikacji. Można go mieszać pół na pół z ulubionym balsamem aby uzyskać wyjątkowo naturalny look. Produkt posiada właściwości nawilżające i kojące dzięki zawartości wody z La Roche. Niestety brzydko pachnie i po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że nie da się tego zapachu wyeliminować z produktów samoopaljacych ( 100ml/ około 60zł).

I kolejny produkt La Roche Posay, no cóż to moja ulubiona marka apteczna, pewnie jeszcze nieraz ją to pokażę. Wody Serozinc nie może zabraknąć w mojej łazience nigdy. Szerzej na temat jej właściwości i zastosowania pisałam w tym poście. Jej wspaniałe właściwości dostrzegam zawsze a szczególnie w upalne lato, kiedy to cera zaczyna wariować. Prosta, kojąca pielęgnacja zdecydowanie przynosi korzyści. Wodę trzymam w lodówce, nie ma nic przyjemniejszego niż porcja takiej chłodnej wody o poranku, czy w każdej innej chwili ( 150ml/ około 10funtów)

Perfect Cleanse Oil, Nude Cosmetics, to na prawdę lekki olejek, który w kontakcie z wodą zmienia się w przyjemną emulsję, która bez problemu emulguje się z wodą.  Piękny zapach i jeszcze lepsza formuła oparta między innymi o olej z granatu, olej z nasion żurawiny, olej z melona, olej winogronowy, czy olej z brokuła  nie tylko doskonale radzi sobie z demakijażem twarzy i oczu, ale też nawilża i napina skórę.  Z czasem  było mi go szkoda używać do demakijażu i stosowałam go z powodzeniem do drugiego mycia twarzy. Niestety minusem jest tu cena i dostępność. Olejek w UK można kupić jedynie na space.nk, gdzie kosztuje 28 funtów za 100 ml. 

W ubiegłym miesiącu bardzo dobrze na moich włosach sprawdził się tonik-wcierka Sylveco.  Ten oparty na wspaniałych ziołowych ekstraktach produkt między innymi ze skrzypu, pokrzywy, łopianu, szałwii oraz olejkach : eukaliptusowym, rozmarynowym i miętowym, produkt ma niwelować problem przetłuszczania się włosów a także przyśpieszać ich porost. Tonik pięknie ziołowo pachnie, stosuję go zawsze po umyciu głowy i wykonuję delikatny masaż.  Produkt będzie świetny jako lekka odżywka dla cienkich włosów, szczególnie w lecie, kiedy wszystko potrafi je obciążyć. Delikatnie odbija włosy u nasady, przedłuża ich świeżość. Mam nadzieję, że również w przyszłości spotęguje ich wzrost. Jeśli nie, to trudno, bardzo go lubię za zapach i lekkość :)  ( 150ml, około 19zł).

 Już prawie na końcu produkt i marka, która jest dla mnie prawdziwym odkryciem. Bloomtown, pochodzą z Kornwalii, wypatrzyłam ich ofertę podczas wycieczki do Eden Project. Na pewno poświęcę oddzielne wpisy produktom, które kupiłam, bo zasługują na chwilę dłuższej uwagi. Mam wspaniałe naturalne, dwie maseczki, olejek do ciała i właśnie Organic Lip Balm organicznym woskiem pszczelim, miętą oraz czerwoną glinką a także olejkiem jojoba, olejkiem rycynowym, witaminą E, masłem kakaowym... prawdziwa odżywcza bomba dla ust. Ten balsam za sprawą glinki barwi delikatnie moje usta na  fajny, delikatny czerwony kolor, który jest zbliżony do naturalnego koloru moich ust. Balsam daje efekt pełniejszych, jedrniejszych ust, wspaniale chłodzi. Daje bardzo podobny efekt, jak Maximizer Diora. Ten balsam to mój letni niezbędnik! ( 4,8 funta za 15gram).

Na sam koniec produkt do brwi, bez którego nie wyobrażam sobie już życia. Mascara Charlotte Tilbury towarzyszyła mi każdego dnia zapewniając moim rzęsom delikatny kolor i niesamowitą trwałość, która była w stanie przetrwać wysokie temperatury. Uwielbiam!  Recenzję tego wspaniałego produktu znajdziecie (tu)

To już wszyscy moi ulubieńcy. Do zobaczenia w kolejnych :)

Ściskam. Iwona. 

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No właśnie Vianek a nie Sylveco jak napisałam w poście ;)

      Usuń
  2. Ten Perfect Cleanse Oil mógłby być w sam raz dla mnie, lubię taką formę demakijażu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo przetestowałam już olejków i ten jest niesamowicie lekki i przyjemny No i nie trzeba ściereczki aby go zmyć, dla mnie to kolejny plus ;)

      Usuń
  3. Strasznie napaliłam się na tę wcierkę Vianek, niestety w składzie ma brzozę, na którą jestem bardzo mocno uczulona :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ty mówisz? no faktycznie w takim razie musisz sobie ja odpuścić ;)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Bardzo udany produkt, tylko żeby mi się chciało codziennie tak wcierać ;)

      Usuń
  5. ciekawi ulubiecy a zarazem jacy inni ni moi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajni ulubieńcy! Olejek brzmi ekstra, ale dostępność...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olejek bardzo leciutki i naprawdę go lubiłam, ale nie planuje powrotu, bo przesyłka na space.nk kosztuje chyba z 5 funtów ;)

      Usuń
  7. Nie znam żadnego z Twoich ulubieńców, aczkolwiek bardzo chciałabym zapoznać się bliżej z Viankiem. Mam wrażenie, że już wszyscy na świecie go używali, tylko nie ja, co potęguje moją ciekawość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vianek, Sylveco czy Biolaven to świetne, ciagle rozwijające się marki. Ten tonik bardzo lubię, służy mi jako lekka letnia odżywka ;)

      Usuń
  8. W Polsce z pogodą niestety nie jest lepiej. Ledwo ręce sobie opaliłam na urlopie, a nad morzem tak wiało, że aż przeszywało ;) Chyba w tym roku prawdziwego lata nie zaznamy.
    No i wypatrzyłam kolejny produkt z Vianka, który muszę wypróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tez pogoda w kratkę, takich upalnych letnich dni jak w Polsce nie ma, ale tutaj jest wilgotno wiec wystarczy ze jest 23 stopnie i nie idzie wytrzymać ;)
      Vianek zawsze spoko! :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.