środa, 25 lipca 2018

Rose Rain. Serum/Maska nawilżająca. Lush Botanicals.

Rose Rain. Serum/Maska nawilżająca. Lush Botanicals.


 Dzisiaj o produkcie dla każadego i o każdej porze roku. Mam ją od kilku miesięcy ale dopiero teraz kiedy jest gorące lato doceniam właściwości tej maski. Prócz tego, że wykazuje właściwości chłodzące (produkty Lush Botanicals należy przechowywać w lodówce) silnie nawadnia, dotlenia dodaje energii i wigoru. To mój must have jeśli chodzi o pielęgnację po dniu spędzonym na plaży. Najpierw dokładnie oczyszczam buzię z fitrów, piasku, nadmiaru sebum i innych nieczystości nagromadzonych w ciągu dnia, potem tonik delikatnie złuszczający REN (czytaj recenzję) a na koniec  gruba warstwa maski Rose Rain. Zostawiam to na minimum 30 minut, ściągam lub zmywam jej nadmiar, całość zamykam kilkoma psiknięciami mojej ulubionej nawilżającej mgiełki Hydrating Accelerator Josh Rosebrook (czytaj recenzję)
Rose Rain to produkt w formie żelu. Jak dla mnie konsystencja idealna, nie lubię olejowych, bogatych masek. We wnętrzu małej czarnej buteleczki same dobroci. Z racji tego, że ma być to produkt poprawiający nawilżenie, nie mogło w niej zabraknąć kwasu hialuronowego. Mamy tu różne jego cząsteczki ( co jak wiemy jest rozwiązaniem optymalnym w produktach z dodatkiem tego składnika, pozwalajacym na penetrację w różnych warstwach naskórka). W masce jest go aż 3%. W tym stężeniu wykazuje silne właściwości nie tylko nawilżające, ale i odmładzające, regenerujace i ujędrniające. Kwas hialuronowy, to ten bezpieczny składnik (wbrew nazwie, wcale kwasem nie jest a biopolimerem), który polecam każdemu typowi cery. 
Pewnie wydaje Wam się, że tak duża zawartość kwasu hialuronowego będzie przysparzać problemów, będzie się rolować i kleić. Nic z tych rzeczy. Formuła maseczki po wcześniejszych sugestiach klientów została poprawiona ( widzicie nie tylko DECIEM słucha zażaleń :D) i teraz nie ma jak najmniejszych problemów.
Rozpisałam się a jestem dopiero na jednym składniku maski, a Ci którzy znają produkty Lush Botanicals wiedzą ze tu zawsze na bogato. Muszę więc choć w skrócie skupić się na reszcie ( po szczegóły odsyłam na stronę).  Mamy tu aż trzy gatunki róży ( chyba nie muszę pisać, że spotka Was zapach który uzależnia), wspaniałe ekstrakty z wina, truskawki, jeżyn, figi, guarany i z zielonej kawy (mrau!). 
Maseczka to produkt wszechstronny, poniżej wypróbowane przeze mnie sposoby jej stosowania:
-jako maska
-serum
- nawilżająca baza pod oleje.
Najchętniej używam jej tak jak pisałam na początku posta, jako nawilżającej, liftingującej i odżywiającej maski. Wydaje mi się, że pozostawiona grubszą warstwą na dłuższy czas pokazuje prawdziwą moc. Dotlenia, uelastycznia, stymuluje krążenie w naczyniach krwionośnych. Różane esktrakty spłycają zmarszczki, guarana i kawa dodają energii, zalety można by wymieniać długo.
Rose Rain to mój ulubiony, naturalny produkt nawilżający. Dobra wiadomość jest taka, że świeżość zatrzymuje do sześciu miesięcy. Dobra wiadomość numer dwa-trwa na nią promocja -15%. Kto chętny? ( 30ml/215zł)*


*Recenzowany produkt otrzymałam do przetestowania.


poniedziałek, 16 lipca 2018

Gel myjący/Jan Barba.

Gel myjący/Jan Barba.



Nikogo myślę nie zdziwi fakt, gdy napiszę że nie mogłam się doczekać żelu myjącego Jan Barba. Uwielbiam produkty myjące, nie znaczy to jednak że wkładam do koszyka (najczęściej wirtualnego) co popadnie. Musi być deliktanie, naturalnie i z właściwym dla skóry pH (pamiętajcie, że za wysokie może w dłuższej perspektywie czasu zrobić Wam więcej krzywdy niż użyte kiepskie składniki).
Żel a właściwie Gel myjący spełnia te wszystkie moje oczekiwania. Dodatkowym bonusem jest to, że twórcy marki to sympatyczna para, żyjąca w zgodzie z naturą. Tworzą kosmetyki z pasją, miłością i zaangażowaniem. Prawdziwie rozczulił mnie własnoręcznie napisany mail od właścicielki po dokonanych zakupach. Przyzwyczajona do automatów, poczułam się jak bym robiła zakupy twarzą w twarz.
Wracając do Gelu (będę używać tej formy zgodnie z nazwą), to jest to delikatny produkt oparty na esktraktach roślinnych, jakich? to napiszę w dalszej części, saponinach, witaminie C i Witaminie B-5. Wszystko aby możliwie jak najdelikatniej ale i zachowując skuteczność oczyścić cerę z zanieczyszczeń, toksyn i sebum a także makijażu oraz dostarczyć jej blasku i świeżości. pH produktu jak zapewniła mnie właścicielka Jan Barba wynosi w okolicach 4,0. Idealnie! Gel dba również o właściwą ochronę skóry (nie podrażnia, nie odwadnia, nie daje możliwości dla rozwoju bakterii, które przyczyniają się do powstawania zmian trądzikowych).
Gel to natura przez duże N, wszystko za sprawą esktraktów: z rumianku, rumianu rzymskiego, lipy, lawendy, nagietka, korzenia żywokostu, mydłokrzewu czy ogórka. Drugie miejsce w składzie zajmuje prawdziwy skarbiec witamin, siarki, cynku, potasu, żelaza i wielu innych, czyli ekstrakt z korzenia rzodkwi. Cieszę, się że w produkcie użyto saponin pochodzących z orzechów piorących. O ich wspaniałych właściwościach przekonałam się przy okazji używania balsamu Sanskrit Saponins NIOD (czytaj recenzję)
Gel to produkt uniwersalny, delikatny, odpowiedni dla każdego typu cery. Przyglądając się składowi, widać tu składniki, które lubią cery trądzikowe i tłuste. To między innymi wspaniałe zioła czy saponiny.
Gel w konsystencji przypomina trochę galaretkę. Kompletnie się nie pieni.Kupiłam go z zamiarem stosowania podczas porannej toalety. Można nim zrobić demakijaż, można umyć buzię w schemacie podwójnego oczyszczania. Aplikuję go na suchą buzię, wykonuję delikatny masaż a następnie zmywam letnią wodą. Kolejnym krokiem jest użycie toniku, też Jan Barba,o nim będzie kiedy indziej.
Gel zapewnia naprawdę delikatne mycie buzi, bez podrażnień, uczucia ściągnięcia. Delikatny nie oznacza nie skuteczny, wręcz przeciwnie, zmywa, domywa, wszystko jak należy. Nadaje skórze blask, świeżość, porcję nawilżenia i ukojenia.  Nie warto sięgać po "mocniejsze" produkty oczyszczające. To natura daje najlepsze rozwiązania, a Jan Barba tym produktem wycisnął z niej to co najlepsze, najcenniejsze. (100ml/69zł). 

wtorek, 10 lipca 2018

Olejek do demakijażu. Zielony Koktajl. Moja Farma Urody.

Olejek do demakijażu. Zielony Koktajl. Moja Farma Urody.



Olejki Moja Farma Urody towarzyszą mi w rytuale demakijażu i oczyszczania (tak, pielęgnacja niezależnie czy wieczorna czy poranna to dla prawie jak święto, to są moje chwile. Uwielbiam!), towarzyszą mi od wielu miesięcy. Uwielbiam je z wielu powodów: za skład, świeżość, działanie, przyjemność stosowania no i oczywiście skuteczność. Ich składy to nie jest jakaś egzotyczna mieszanka olejków za grube pieniądze, bo zakupie których człowiek robi rozkminę, warto czy nie warto? Butelki Moja Farma Urody kryją to co wszyscy znamy. Zioła, warzywa, proste i znane od setek lat ze swych cennych właściwości nie tylko zdrowotnych ale i wykazujących wspaniałe działnie na na to co widoczne, urodę. 
Tak więc, kiedy w ofercie pojawił się olejek do demakijażu z pietruszką, jarmużem, zielonym jęczmieniem i pokrzywą prawie od razu pobiegłam na zakupy. Na szczęście firma nie utrudnia zakupu klientom zagranicznym, taka opcja jest możliwa, widoczna w opcjach dostawy na stronie i co jeszcze bardziej istotne jej koszt jest w rozsądnej cenie. No jakie to proste...:D
Olejek wchodzi w skład linii Zielony Koktajl, opartej na kilku innych produktach zawierających zielone składniki. Chciałabym wszystko... Jego skład to tylko kilka surowców a także jak zawsze emulgator oraz witamina E. Wszystkie oleje zawarte w produkcie tłoczone są metodą na zimno na tyle często, że w zasadzie każdy dostaje najbardziej świeży produkt jak to tylko możliwe. 
Mamy tu prawdziwą zieloną bombę witaminową poprawiającą mikrocyrkulację, działającą rozjaśniajaco, pobudzająco, poprawiającą koloryt cery (to dzięki jarmużowi, zawierajacemu karotenidy). Pokrzywa, moja ulubiona pokrzywa to przede wszystkim działanie przeciwzapalne, przeciwtrądzikowe, przyśpieszające gojenie niedoskonałości.
Olejek jest absolutnie cudowny, ma dosyć lekką, przyjemną kosnystencję zachęcającą do masażu. Nie ma tu żadnych dodatków zapachowych, tak więc nasz nos i zmysły przenoszą się na łąki, pola pełne ziół, radości i słońca. Kocham ten zapach, kojarzy mi się tak domowo. Żyjąc na emigracji, takie swojskie zapachy chyba odczuwam jeszcze mocniej i z prawdziwą nostalgią. 
Tym produktem zrobimy wszystko, zmyjemy makijaż oczu (bez szczypania), twarzy, podkład, brud, sebum pójdą w zapomnienie wraz ze spłukaniem buzi wodą. Olejek delikatnie się pieni, tworząc emulsję. Może być stosowany do drugiego mycia a także podczas porannej toalety.Sprawdziłam w każdej sytuacji i zawsze z tym samym rezultatem. Zabieram go na wyjazdy. Plastikowa, lekka butelka z pompką a także wielozadaniowość sprawiają, że nadaje się w tych sytuacjach idelanie.
Mogłabym pisać o tym produkcie bez końca, bo zawiera moje ulubione składniki a także wspaniale działa. Polecam i Wam spróbować, tym bardziej że cena jak na tę jakość, działanie nie jest wygórowana (42zł/150ml). Podoba mi się nienachalność marki, brak przesadnej reklamy. Prawda i szacunek do klienta, sprzedadzą się zawsze! Amen.

Jeżeli chcecie zachować świeżość olei jak najdłużej, zachęcam produkt trzymać w lodówce, jeśli nie macie takiej możliwości niech będzie to miejsce bez dostępu promieni słonecznych. 


Ściskam. Iwona


poniedziałek, 2 lipca 2018

Buffet+Cooper Peptides 1%. Serum miedziowe The Ordinary.

 Buffet+Cooper Peptides 1%. Serum miedziowe The Ordinary.


Buffet+Cooper Peptides 1% to tak naprawdę udoskonalona wersja innego hitowego serum The Ordinary Buffet ( dla zainteresowanych tradycyjna wersja póki co nadal jest w sprzedaży). Lifting  polegał na dodaniu do niego peptydów miedziowych. Należy się przyzwyczaić do faktu iż Deciem nie stoi w miejscu, wciąż udoskonala swoje formuły. I tak też się stało z Cooper Amino Isolate serum 2:1, w którym stężenie miedzi podniesiono aż do 3% a wcześniejsze 1% mieści się teraz w nowym Buffet. Nowy Buffet jest bardziej przystępny cenowo, choć wśród produktów The Ordinary jest najdroższy (około 150zł za 30ml). Nie dziwię się wcale to produkt złożony, łączący w sobie cały wachlarz zaawansowanych technologii, tak aby mógł zająć się problemami starzenia się skóry na wielu płaszczyznach.
Formuła serum to aż cztery różne peptydy, aminokwasy, probiotyki, różne formy kwasu hialuronowego oraz oczywiście gwiazda, czyli tripeptyd miedziowy-1 (w skrócie GHK-Cu). Akurat ten rodzaj peptydu wygląda bardzo obiecująco na tle różnych badań. W niskim, nietokstycznym stężeniu stymuluje produkcję kalogenu, poprawia wiotkość skóry, ujędrnia, pobudza, mówiąc oględnie poprawia ogólny wygląd skóry (z rozszerzonymi porami czy zaskórnikami włącznie). 
Zarówno Buffet miedziowy jak i Cooper Amino Isolate Serum 2:1 to preparaty, które przynoszą zauważalne rezultaty ale tak naprawdę ich głównym zadaniem jest zabezpieczenie skóry na tzw. przyszłość. 
Buffet+Cooper Peptides 1% przychodzi do nas w typowej dla produków The Ordinary buteleczcce z zakraplaczem. Ma żelową lekko lepiącą się tuż po aplikacji teksturę, niebieski kolor i octowy zapach. Wchłania się szybko ale nie tak szybko jak miedziowe serum NIOD. 2-3 krople wystarczą na pokrycie twarzy i buzi. Wydajność, zdecydowanie na plus. Naprawdę bez wyrzutów sumienia serum można nakładać dwa razy dziennie nie zapominając o szyi. To zupełnie ineczej niż w przypadku serum NIOD, które nie jest ani tanie ani wydajne. Buteleczka The Ordinary wystarczy spokojnie na dwa miesiące codziennego użytkowania.Jeżeli plaujecie włączyć je do rutyny raz dziennie, dna sięgniecie po około czterech miesiącach.
Lubię ten produkt za cenę, za teksturę, formułę, wspaniałe składniki, korzyści jakie przynosi skórze. Uważam, że nie ma konkurencji wśród innych marek. O mocy peptytów przekonuję się na własnej skórze od wielu miesięcy. Nie tylko wygładzają powierzchnię skóry, rozluźniają ją, wygładzają zmarszczki ale i działają przeciwzapalnie i kojąco. Buffet+Cooper Peptides 1% to bardzo skuteczny kosmetyk, który dał mocy klasycznej wersji ale nie jest tak wspaniały jak nowa wersja NIOD Cooper Amino Isolate Serum 2:1..., który jest według mnie produktem absolutnie fanastycznym, przynoszącym spektakularne efekty i korzyści. Czuję lekki niedosyt...
Buffet to świetna opcja na początek, sprawdzenie czy peptydy pasują Waszej skórze. Potem polecam zainwestować w serum NIOD. Bo prewencja przeciwstarzeniowa to przecież inwestycja w przyszłość. Tej wersji się trzymam...