
Dzisiaj o produkcie dla każadego i o każdej porze roku. Mam ją od kilku miesięcy ale dopiero teraz kiedy jest gorące lato doceniam właściwości tej maski. Prócz tego, że wykazuje właściwości chłodzące (produkty Lush Botanicals należy przechowywać w lodówce) silnie nawadnia, dotlenia dodaje energii i wigoru. To mój must have jeśli chodzi o pielęgnację po dniu spędzonym na plaży. Najpierw dokładnie oczyszczam buzię z fitrów, piasku, nadmiaru sebum i innych nieczystości nagromadzonych w ciągu dnia, potem tonik delikatnie złuszczający REN (czytaj recenzję) a na koniec gruba warstwa maski Rose Rain. Zostawiam to na minimum 30 minut, ściągam lub zmywam jej nadmiar, całość zamykam kilkoma psiknięciami mojej ulubionej nawilżającej mgiełki Hydrating Accelerator Josh Rosebrook (czytaj recenzję).
Rose Rain to produkt w formie żelu. Jak dla mnie konsystencja idealna, nie lubię olejowych, bogatych masek. We wnętrzu małej czarnej buteleczki same dobroci. Z racji tego, że ma być to produkt poprawiający nawilżenie, nie mogło w niej zabraknąć kwasu hialuronowego. Mamy tu różne jego cząsteczki ( co jak wiemy jest rozwiązaniem optymalnym w produktach z dodatkiem tego składnika, pozwalajacym na penetrację w różnych warstwach naskórka). W masce jest go aż 3%. W tym stężeniu wykazuje silne właściwości nie tylko nawilżające, ale i odmładzające, regenerujace i ujędrniające. Kwas hialuronowy, to ten bezpieczny składnik (wbrew nazwie, wcale kwasem nie jest a biopolimerem), który polecam każdemu typowi cery.
Pewnie wydaje Wam się, że tak duża zawartość kwasu hialuronowego będzie przysparzać problemów, będzie się rolować i kleić. Nic z tych rzeczy. Formuła maseczki po wcześniejszych sugestiach klientów została poprawiona ( widzicie nie tylko DECIEM słucha zażaleń :D) i teraz nie ma jak najmniejszych problemów.
Rozpisałam się a jestem dopiero na jednym składniku maski, a Ci którzy znają produkty Lush Botanicals wiedzą ze tu zawsze na bogato. Muszę więc choć w skrócie skupić się na reszcie ( po szczegóły odsyłam na stronę). Mamy tu aż trzy gatunki róży ( chyba nie muszę pisać, że spotka Was zapach który uzależnia), wspaniałe ekstrakty z wina, truskawki, jeżyn, figi, guarany i z zielonej kawy (mrau!).
Maseczka to produkt wszechstronny, poniżej wypróbowane przeze mnie sposoby jej stosowania:
-jako maska
-serum
- nawilżająca baza pod oleje.
Najchętniej używam jej tak jak pisałam na początku posta, jako nawilżającej, liftingującej i odżywiającej maski. Wydaje mi się, że pozostawiona grubszą warstwą na dłuższy czas pokazuje prawdziwą moc. Dotlenia, uelastycznia, stymuluje krążenie w naczyniach krwionośnych. Różane esktrakty spłycają zmarszczki, guarana i kawa dodają energii, zalety można by wymieniać długo.
Rose Rain to mój ulubiony, naturalny produkt nawilżający. Dobra wiadomość jest taka, że świeżość zatrzymuje do sześciu miesięcy. Dobra wiadomość numer dwa-trwa na nią promocja -15%. Kto chętny? ( 30ml/215zł)*
*Recenzowany produkt otrzymałam do przetestowania.