Po otrzymaniu tego serum zaczęłam się zastanawiać, które miejsce mu przydzielić. Moja pielęgnacja skupia się na wielu lekkich produktach. Serum Antyoksydacyjne Lush Botaniclas zaś to jedno z bogatszych tego typu produktów jakie dane było mi używać. Nic zatem nie stało na przeszkodzie aby służyło mi jako ostatni krok w pielęgnacji, pełniąc rolę lekkiego kremu. Czas był ku temu idealny, bo testowałam go w okresie letnim. Schemat jaki obrałam opierał się na serum z witaminą C Paula's Choice i właśnie kremie Lush Botanicals. Zapewniłam więc sobie pełną ochronę, antyoksydację a także poprzez bogatszą formułę kremu także dobrą bazę pod makijaż mineralny.
Lista składników jak zawsze u Lush Botaniclas jest długa ale dzięki temu dostarczamy cerze wszystko co niezbędne. Tata Harper tłumaczy, że długie składy jednego kosmetyku mogą zastąpić potrzebę posiadania kilku kosmetyków. I tu się zgodzę, poza tym na dobre wychodzi to też portfelowi :).
Serum to prawdziwy koktajl dla skóry, narażonej na zanieczyszczenia, klimatyzację, długie godziny spędzone przed monitorem komputera. Składniki w nim zawarte nie tylko chronią przed ich skutkami ale są w stanie wpływać również na odbudowę zniszczeń jakie czynniki te już wywołały na skórze. Produkt na bazie wody różanej a dalej niezbędne w takiej formule oleje: z pestek malin, z pestek kiwi, z pestek czarnej porzeczki, z pestek czereśni, monoi, ekstrakty: z róży, figi, żurawiny, wina, z pestek gerjpfruta. Oleje i ekstrakty to wspaniałe źródło wiatminy C. W skład serum wchodzi także witamina E, bardzo lubię ten składnik, działa pobudzająco na poszarzałą, zmęczoną, dotknięta trądzikiem cerę. To co przekonało mnie aby używać to serum jako krem było to, że zawiera on naturalny filtr mineralny (dwutlenek tytanu). Wisienką na torcie jest zastosowanie w tym produkcie miki. W pełni bezpieczna pięknie odbija światło, rozprasza niedoskonałości, wygładza, po prostu upiększa.
Resumując skład to pełen przekrój silnych, najlepszych antyoksydantów i filtrów tworzących pełną ochronę przed wolnymi rodnikami.
Nie sposób zatrzymać się przy zapachu. Drzewo sandałowe, róża damasceńska i cytrusy tworzą mieszankę obok której trudno przejść obojętnie.
Krem jak wspominałam wcześniej ma bogatą formułę, ale nie jest ona zbyt tłusta czy ciężka. To raczej taka szybko wchłaniająca się emulsja. Wyjęty z lodówki i wklepany w minimalnej ilości pięknie ożywia, rozpromienia i rozprasza niedoskonałości. Krem prócz właściwości antyoksydacyjnych świetnie sprawdza się także jako produkt łagodzący, pomagający odbudować barierę skórną przy kuracji kwasami czy retinolem. Służył mi zatem zarówno w porannej jak i nocnej pielęgnacji. To wyjątkowo wartościowy produkt. Smarujcie twarz, szyję, dekolt a nawet piersi możecie. Krem ma dużą pojemność, można zaszaleć. Na zdrowie! ( 50ml/245zł klik)
Jako krem też dobry pomysł. Też bym go tak samo zastosowała. Chętnie wypróbuję jak będzie okazja :)
OdpowiedzUsuńZachęcam. Świetnie się sprawdza jako krem i jako serum, jeśli masz suchą wymagająca cerę ;)
UsuńMyślę już chwilę nad produktami tej marki, może w końcu uda się wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że moje rekomendacje dodatkowo Cię zachęcą do testów ;)
Usuńsuper blog
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuńu mnie na razie sprawdza się dobrze :)
OdpowiedzUsuńStosujesz jako krem czy serum? ;)
Usuńfajny
OdpowiedzUsuńTak, skład od początku do konca fantastyczny, przekłada się to na wyjątkowe działanie ;)
UsuńŁadny flakon!
OdpowiedzUsuńsliczny flakonik
OdpowiedzUsuńsamym opakowaniem już mnie zachęca :)
OdpowiedzUsuńno wygląda super i na pewno się skuszę przez sam wygląd
OdpowiedzUsuń