sobota, 5 listopada 2016

Ulubieńcy października.

Ulubieńcy października.
Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta! Czas leci nieubłaganie, zawsze za szybko, staram się jednak z każdego dnia wycisnąć jak najwięcej, dobrze go spożytkować nie narzekać na pogodę, nieprzespane noce, pobazgrane ściany czy inne przeciwności losu. Czekam na święta, na choinkę, na atmosferę do grudnia, kompletnie nie ruszają mnie choinki w listopadzie czy październiku.
Tymczasem opowiem Wam trochę o ulubieńcach kosmetycznych minionego miesiąca. Miałam problem z ich wyborem do posta, bo sprawdza mi się na prawdę wiele rzeczy. Ogólnie rzecz ujmując bardzo pasuje mojej cerze, skórze obrany schemat pielęgnacyjny.  Pokażę więc Wam dzisiaj produkty naj, najlepsze.

Missha The First Treatment Essence, czyli koreańska pięlegnacja, w którą wsiąkam coraz bardziej. Póki co szukam źródeł godnych zaufania do jej zakupu. Polski rynek oferuje dość ciekawą ofertę w tym obszarze, ten angielski wydaje mi się, że jest ubogi jeśli chodzi o koreańskie kosmetyki. Wracając do esencji, to produkt oparty jest w aż 80% na esktrakcie z drożdży, który wykazuje znakomite działanie na cerę. Swoją drogą przypomniały się smarkate lata, pierwsze pryszcze i maseczki z drożdży właśnie. Esencja Missha jest o wiele przyjemniejsza w użyciu, wykazuje wprawdzie delikatny zapach drożdży, który zupełnie mi nie przeszkadza. Wszystko co należy z nią zrobić, to nałożyć najlepiej za pomocą dłoni na buzię i wklepać. I tu zaczyna się magia, pięknie nawilżona, miękka, gładka cera. Produkt błyskawicznie się wchłania, koi i rozświetla. Dla mnie to produkt bez wad!  Nie jest to tania impreza, bo na Amazonie kupiłam ją za jakieś 30 funtów, ale polecam, warto.

Odkąd mieszkam w Korwalii musiałam nieco zmienić niektóre nawyki pielęgnacyjne. Tutaj jest bardzo wilgotno, nawet jeśli nie pada, dłuższy czas, ciągle czuć tę wilgoć w powietrzu. To co dzieje się z moimi włosami pozostawię bez komentarza. Moja cera koszmarnie zareagowała na tę zmianę klimatu. Naturalne kremy z najczęściej dużą zawartością olei kompletnie przestały mi służyć. Miałam wrażenie, że cera się dusi, makijaż nie trzymał się kompletnie. Potrzebowałam czegoś na prawdę lekkiego ale i nawilżającego. I tak kupiłam krem mojej ulubionej aptecznej marki, czyli La Roche Posay Hydrapahase Intense Legere. To nie jest krem, który zrobi nie wiadomo co z waszą cerą, nie obiecuje tego. To jest krem, który ma zapewnić skórze głębokie nawilżenie. I robi to znakomicie. Leciutka konsystencja prawie jak w emulsjach błyskawicznie się wchłania. Potem jest wspaniale, czuję że buzia oddycha, jest miękka i elastyczna. Idealny produkt pod makijaż. Mam wersję dla cer normalnych i mieszanych, jest jeszcze wersja dla cer suchych.

Balancing Cleasner With Aloe Vera, australijskiej firmy Alpha-H, to produkt którego nie trzeba przedstawiać, mój absolutny pewniak i ulubieniec od wielu miesięcy. Moja cera wreszcie nie jest tłusta, nie jest mieszana, jest normalna. To w tym produkcie upatruję sukces. Krótki, prosty skład a tyle korzyści. Mleczko zmywa zanieczyszczenia bez absolutnie żadnych podrażnień. Nigdy ale to nigdy nie odczuwałam lepszego komfortu po  żadnym produkcie oczyszczającym. Spróbuję jeszcze dla porównania żelu Oskia. 

Avene Cold Cream, to żel zawierający wodę termalną z Avene przeciwdziałajacą podrażnieniom. Jego gładka, mleczna konsystencja myje ciało i twarz bez wysuszania. To produkt, którego używamy całą rodziną. 

W kwestii makijażu zaskoczyły mnie dwa produkty. Pierwszy to podkład Rimmel Fresher Skin, uwielbiam go absolutnie. W promocji można go kupić za 5 funtów, a naprawdę przerasta niejeden produkt z wyższej półki za którego trzeba zapłacić miliony monet. Lekka musowo- żelowa kosnystencja daje lekkie do średniego krycie. Pięknie rozświetla, ożywia i daje to glow, którego tak wszystkie szukamy w produktach do makijażu. Buzia wygląda świeżo cały dzień, ja nie używam żadnego pudru. Mój kolor to 100 Ivory. Drugim produktem jest tusz Lily Lolo, kocham absolutnie. Miałam kilka razy naturalne tusze do rzęs, jednak nigdy nie byłam zadowolona. Ten tusz jest inny, pogrubia, wydłuża rzęsy, dodaje im objętości. Prawdziwie czarny, daje piękny efekt a do tego zawiera składniki, które pielęgnują rzęsy. Tusz nie kruszy się, pozostaje w idealnym stanie cały dzień. Pięknie podkreśla oko.

A jak Wasi ulubieńcy?

Ściskam.