wtorek, 27 lutego 2018

Puder matujący i rozświetlający/ Annabelle Minerals.

Puder matujący i rozświetlający/ Annabelle Minerals.


Podkłady Annabelle Minerals sprawdzały się u mnie bardzo dobrze przez długi, dlatego ucieszył mnie fakt, kiedy marka do oferty wprowadziła także pudry wykańczające. Oczywiście przy zakupach naszły mnie jakże ważne dylematy, czy wybrać opcję matującą czy rozświetlającą. Problemu nie potrafiłam sensownie rozwiązać i zdecydowałam się na obie opcje. I nie żałuję, bo wykańczam makijaż zgodnie z potrzebami mojej skóry. Raz potrzebuje ona glow, innym razem matu. Ciężko znaleźć jeden produkt, który spełniał by tak różne oczekiwania. 
 Moja cera na szczęście nie przetłuszcza się już tak mocno jak jeszcze kilka lat temu. Silniejsze wydzielanie sebum dostrzegam jedynie kilka dni przed pojawieniem się miesiączki. W celu zapewnienia sobie komfortu idealnego makijażu w tym okresie sięgam najczęściej wtedy po puder matujący Pretty Matt. Mika, puder bambusowy czy jedwab zawarte w tym produkcie dają matowe wykończenie, ale uwaga! jest to przepiękny satynowy efekt. Mimo sypkiej konsystencji podobnie jak podkłady  puder zachowuje  pewną kremowość. Dzięki temu potrafi idelanie przyczepić się do podkładu i wtopić w cerę. Puder nie pozostawia przy tym plam ani smug. Nakładam go dużym pędzlem do pudru. Matująca wersja podkładu ma  żółto-beżowy odcień (zbliżony do mojego odcienia podkładu czyli Golden Fair), ale zaaplikowany na buzię wygląda transparentnie. Prócz tego, że puder matuje to pięknie wygładza i niweluje widoczność porów. Nie powoduje przy tym uczucia ściągnięcia. Oczywiście o właściwościach upiększających produktów mineralnych nie muszę wspominać, bo szczególnie dla problematycznych cer są one nieocenione (4gramy/49,90)
 Po puder rozświetlający Pretty Glow sięgam zdecydowanie częściej. Trochę nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Jednak im dłużej go używam, tym bardziej jestem z niego zadowolona.Śmiało mogę powiedzieć, że zdeklasował internetowe hity, czyli pudry Hourglass czy Meteoryty. Jeszcze bardziej kremowa, niż w wersji matującej, jedwabista konsystencja (  oparta na na mice, jedwabiu i kaolinie), sprawia, że aplikowanie go jak i efekt końcowy odpowiadają moim potrzebom.  Żadnych drobinek, a jedynie pięknie odbijająca światło poświata, sprawiają, że cera wygląda promiennie, świeżo i młodo. Ten puder to idealna opcja dla tych z Nas, które potrzebują blasku, światła, promienności, dla tych które borykają się ze zmęczoną, matową, poszarzałą cerą. Blado brzoskwiniowy odcień stapia się z odcieniem cery tworząc na niej jedynie poświatę. Wybierając, któryś z pudrów sugerujcie się jedynie preferencjami, bo kolor będzie w zasadzie niewidoczny (4gramy/49,90zł)

Obydwa pudry mogą posłużyć jako primery. Można je z powodzeniem stosować do przypudrowania okolic oczu. Rozświetlający pięknie rozjaśni spojrzenie a matujący będzie dobrą bazą na powieki. Oba produkty, sprawdzają się u mnie bardzo dobrze, większą miłością darzę  jednak wersję rozświetlającą.

Ściskam. Iwona



piątek, 23 lutego 2018

The Ordinary. Moi ulubieńcy.

The Ordinary. Moi ulubieńcy.


Przestestowałam 15 formuł The Ordinary, najgorętszej marki ubiegłego roku. Aby stać się ich szczęśliwym posiadaczem często trzeba było grzecznie czekać w kolejce liczącej dziesiątki tysięcy oczekujących.
Cieszę się, że do mnie piszecie i pytacie co wybrać , mam nadzieję, że moje podpowiedzi okazały się dla Was pomocne. Ja czuję satysfakcję, to naprawdę świetne produkty, bardzo dobre składy oparte na  jednym, dwóch składnikach aktywnych w wysokich stężeniach. Tylko tyle, bez zbędnych wypełniaczy, które  często dodawane są tylko po to aby poszczycić się długim składem. Oczywiście czynnikiem, który miał istotny wpływ na sukces marki , jest przystępna cena produktów. 
Spośród tych kilkunastu formuł, które używałam lub używam wybrałam te, które uważam za najlepsze, te które pomogły mi w walce z kilkoma problemami wśród których najważniejsze to: wypryski, odwodnienie, przebarwienia, zmęczona cera, pierwsze oznaki starzenia się skóry.

Nawilżenie:


Hyaluronic Acid 2%+ B5. Produkt absolutnie podstawowy, idealny dla każdego typu cery. Łączy w sobie kwas hialuronowy o niskiej, średniej i wysokiej masie cząsteczkowej, dzięki czemu może pracować na różnych poziomach skóry. Skład wzbogacono dodatkiem witaminy B5, która działa łagodząco, przeciwzapalnie a także zwiększa nawodnienie skóry. Gęsta, żelowa konsystencja najlepsze efekty przynosi aplikowanie jej na zwilżoną skórę czy to mgiełką czy to tonikiem. The Ordinary zachęca do zabawy swoimi formułami, łączenia ich ze sobą w celu zwiększenia efektywności. To serum jest idealne do łączenia z większością innych, produktów, olejkami, witaminą C czy innymi antyoksydantami. Powstała w ten sposób emulsja nie tylko nawilża ale i działa na innych płaszcyznach ( 30ml/około 31zł)

Antyoksydanty, produkty przeciwstarzeniowe:

Antyoksydanty przygarnę w każdej ilości i formie. Przestestowałam oczywiście większość dostępnych w ofercie The Ordinary. Witamina C, kwas ferulowy, liponowy, wszystkie one walczą z wolnymi rodnikami, przyczyniającymi się do przedwczesnego starzenia się cery, a także walczą z przebarwieniami czy poprawą kolorytu. Moi faworyci w tej kategorii to :
Ascorbyl Glucoside Solution 12%, serum ze stabilną formą witaminy C w optymalnym stężeniu. Jak mówią badania Ascorbyl Glucoside ma moc działania w głębszych warstwach naskórka a nawet skórze właściwej. Hamuje wytwarzanie barwnika odpowiedzialnego za powstawanie przebarwień, leczy stany zapalne wywałone działaniem promieni słonecznych, odbudowywuje kalogen  i ogólnie wpływa na wygląd cery, staje się ona promienna i pełna blasku (30ml/około 60zł)
Resveratrol 3% + Ferulic Acid 5%, wykazuje bardzo dobre działanie regenerujące, przeciwzapalne i ujędrniające. Dodatkowo kwas ferulowy stabilizuje witaminę C, dodany do preparatów z tym składnikiem zwiększa jej efektywność aż 8-krotnie . Kwas ferulowy sprawdza się także w walce z zaskórnikami. Serum należy nakładać w ilości 2-3 krople. Najlepiej łączyć z lekkim wodnym serum ( może to być na przykład kwas hialuronowy lub Ascorbyl Glucoside Solution 12%) ( 30ml/około 34zł).

Serum z kwasem liponowym Alpha Lipoic Acid 5% do tego stopnia zawładanęło moim sercem, że poświęciłam mu osobny wpis na blogu czytaj wpis. Uznawany za jeden najsilniejszych antyoksydantów ( nawet 100 razy od witaminy C), niezwykle stabilny i doskonale absorbowany przez skórę. Jego mała cząsteczka potrafi wnikać w głębsze warstwy naskórka, dzięki czemu rezultaty jego działania są bardzo skuteczne i widoczne. To za co ja uwielbiam kwas liponowy to jego wszechstronność. Nie tylko działa przeciwstarzeniowo, między innymi opóźniając powstawanie kurzych łapek, ale też wyraźnie i widocznie rozjaśnia i rozpromienia cerę i co istotne dla osób, które walczą z trądzikiem, działa także przeciwzapalnie. Uwaga! serum w tym stężeniu powinno być stosowane nie częściej niż dwa razy w tygodniu, zawsze na noc. Do aplikacji wystarczą 2-3 krople. Kwas liponowy dobrze łączy się zarówno z wodnymi jak i tłuszczowymi formułami. Ja najszczęściej aplikuje z olejkiem. ( 30ml/około 31zł)

Serum peptydowe Buffet, to jedna z droższych formuł jakie oferuje The Ordinary. Z drugiej strony patrząc na zaawansowanie produktu i jego składniki, gdyby był to produkt selektywnej marki, zapłacić musielibyśmy kilkaset złotych. Buffet to serum  skoncentorwane na walce z pierwszymi oznakami starzenia się skóry i utratą jedrności. Kompleks peptydów ( wśród nich gwiazda Matrixyl 3000), probiotyki, 11 przyjaznych dla skóry aminikwasów, różne formy kwasu hialuronowego. W sumie 25% aktywnych składników, działających  przeciwzmarszczkowo, ujędrniająco, nawilżająco. Preparat dostarcza skórze niezbędnych składników odżywczych aby na dłużej zachowała młodość. Uwielbiam ten produkt, bo rzeczywiście działa a przy tym ma komfortową konsystencję, dzięki temu może być włączony zarówno do porannej jak i wieczornej rutyny. ( 30ml/około 69zł).

Retinol i pochodne:


 Tematowi stosowania i właściwości retinolu i retinoidów poświęciłam osobny wpis na blogu, pisałam tam także o produktach The Ordinary, odsyłam Was więc do wpisu (czytaj wpis). Ujmując temat krótko, nie ma lepiej przebadanej substancji mającej działanie przeciwzmarszczkowe niż retinol. Badania dowodzą o wszechstronnym i silnym działaniu tej substancji. Stosowanie retinolu nie tylko wpływa na poprawę jędrności skóry,  wygładzenie drobnych zmarszczek alei przynosi  wspaniałe działanie przeciwtrądzikowe i przeciwzapalne.
Na początek polecam Wam kupić Advanced Retiniod 2%, (obecnie Granactive Retinoid 2% Emulsion). Czysty retinol to tak naprawdę 0,1% , resztę stanowi jego nowa, łagodna i zupełnie nie drażniąca pochodna . Serum ma wspaniałą lekką, śmietankową formułę. która błyskawicznie się wchłania i nie powoduje żadnego dyskomfortu. Pierwsze efekty stosowania tego produktu można zauważyć po około dwóch tygodniach stosowania. Gładka, napięta, jędrna skóra. Jestem bardzo zadowolna z tego, że serum nieźle radzi sobie z wypryskami i pięknie niweluje problem zaskórników, które mam na brodzie. To jest bezpieczny, nie drażniący produkt, może nie robi efektu łał od razu, ale warto poczekać. Dla tych z Was, które miały styczność z preparatami z retinolem, ta emulsja może być za słaba, szczególnie dobra będzie jak pisałam wyżej dla początkujących w temacie.

Reinol 0,5% in Squalane, to bezwodny roztwór czystego retinolu w stężeniu 0,5% ( dostępne są także  stężenia: 0,2%, 1%). Jego bazą jest jeden z lepiej współgrający ze skórą olei, czyli skwalen. Serum jest gęste, treściwe, potrzebuje dłuższej chwili aby się wchłonąć. Stosuję je raz, maksymalnie dwa razy w tygdoniu. Tutaj efekty są rzeczywiście widoczne praktycznie od razu. Serum wygładza, napina, rozjaśnia przebarwienia i zmniany hormonalne, poprawia nawilżenie skóry, genialnie rozprawia się z trądzikiem. W tym stężeniu może podrażniać, zalecam wprowadzać je ostrożnie lub zacząć od niższego stężenia ( 30ml/30ml)

Preparaty przeciwtrądzikowe:


 Jeśli chodzi o walkę z trądzikiem nie ma uważam lepszej substancji niż kwas salicylowy. Jego mała cząsteczka ma zdolność wnikania w głębsze warstwy naskórka, pentrować pory a tym samym udrożnić je, oczyścić i zmniejszyć ilość wydzielnia sebum. Kwas salicylowy ma przy tym mniejszą tendencję do wywołania podrażnień niż na przykład kwas glikolowy. Serum The Ordinary Salicilic Acid 2% Solution, to maksymalne dopuszczalne w kosmetykach stężenie tego kwasu z dodatkiem między innym wody oczarowej. Uwielbiam je za działanie oczyszczające i przeciwzapalne. Wspaniale poprawia stan cery borykającej się z trądzikiem, zaskórnikami czy nadmiernym wydzielaniem sebum. ( 30ml/26zł)

Na koniec najsilniejszy zawodnik w ofercie The Ordinary, czyli peeling AHA30% BHA 2%. Do użytku profesjonlnego, ta uwaga na butelce produktu dodana jest nie bez powodu. Powinien być stosowany ze szczególną rozwagą, odradzam go osobom z wrażliwą, naczynkową a także nie mającą nigdy styczności z substancjami aktywnymi, cerą. Pamiętajcie, że przykre dolegliwości w postaci na przykład nadwrażiwej cery mogą przyjść po czasie! Ja stosuję go raz w miesiącu lub rzadziej. Zawsze wtedy, kiedy moja cera jest poszarzała, zmęczona czy dopadły ją wypryski. Wysokie stężenie kwasów, wzbogacone substancjami łagodzącymi i nawilżającymi, błyskawicznie roprawia się z problemami skórnymi. To jest efekt nieporównywalny z żadnym innym, ale tak jak mówię używajcie ostrożnie. Serum poprawia koloryt, działa przeciwbakeryjnie, wspaniale działa na przebarwienia posłoneczne, spłyca drobne zmarszczki. ( 30ml/34zł).
 
To moi ulubieńcy jeśli chodzi o The Ordinary, produkty te polecam wziąć pod uwagę kiedy dokonywać bedziecie pierwszych zakupów. Jeśli macie pytania o inne preperaty, piszcie :)
 
Ściskam.Iwona.



wtorek, 20 lutego 2018

Multifunkcyjny peeling do twarzy/ Resibo.

Multifunkcyjny peeling do twarzy/ Resibo.


Produkt ten, dzięki odpowiednio dobranym składników wedle zapewnień producenta ma być odpowiedni dla każdego typu cery. Poza składnikami złuszczającymi, pozostałą  jego część stanowią substancje zarówno nawilżające jak i zwalczające problemy cery tłustej i trądzikowej. Czy równie dobrze działa na każdy typ cery tego nie wiem, opinie w internecie są mu przychylne, ale jak zawsze panuje zasada, co sprawdza się u każdego, niekoniecznie musi u Ciebie! Na szczęście Resibo  proponuje zakup próbek, polecam ten sposób poznawania produktów, szczególnie jeśli chodzi o produkty złuszczające i szczególnie jeśli mają one jak w tym przypadku drobinki służące do mechanicznego złuszczania. Peeling Resibo to produkt enzymatyczno-mechaniczny, do stosowania w zależności od preferencji. Jeśli lubicie złuszczanie w wersji dosyć ekstremalnej, to drobinki Wam go dostarczą. Małe ale skubane mają moc, o czym przekonałam się podczas pierwszej aplikacji tegoż produktu. Moja cera po masażu nimi była bardzo czerwona. Dla mnie tych drobinek mogło by nie być :D. Na szczęście produkt dzięki zastosowaniu ekstraktu z papai, działa jak peeling enzymatyczny, czyli delikatniej co nie znaczy, że mniej skutecznie. Uwielbiam peelingi enzymatyczne, bo mimo,że rezultaty po ich zastosowaniu nie są widoczne od razu, to  warto poczekać, bo z każdym kolejnym użyciem cera prezentuje się lepiej. Co istotne peelingów enzymetycznych mogą używać osoby z cerą naczynkową, wrażliwą czy taką na której pojawiły się wypryski. 
Peeling Resibo to gęsta biała pasta, bezproblemowo się ją nakłada. Dosyć rozsądne wydaje się zastosowanie jako opakowania miękkiej tuby. Można ją rozciąć i bez problemu i wyrzutów sumienia, że coś zmarnuje, przez głupie opakownie, zużyć produkt do końca.
W składzie produktu biała glinka, uwodniona krzemionka, koloidalna mąka z owsa, olej słonecznikowy, olej makadamia czy masło shea. Bohaterem tego produktu jest przynajmniej dla mni  trójpeptyd PerfectionPeptide3, który przyśpiesza odnowę komórkową, intensywnie nawilża (według badań efekt ten następuje po 2 tygodnia stosowania), wygładza skórę (po 4 tygodniach stosowania), cera nabiera blasku dzięki jednolitej strukturze. Składnik ten wykazuje także działanie przeciwbakteryjne i przeciwtrądzikowe. To bardzo istotne, że jego działania ma udowodnione badaniami działanie.
Jak widzicie peeling ma działanie multifunkcyjne, co mi bardzo odpowiada. Jednym produktem mogę walczyć z niedoskonałościami, przywróceniem prawidłowej równowagi lipidowej a także zapobiegać oznakom starzenia się skóry. 
Tak jak pisałam wyżej, drobinki mi nie odpowiadają, peeling nakładam więc w formie maseczki na uprzednio oczyszczoną skórę i w trwam w niej najczęściej kilkanaście minut, zdarzyło mi się i dłużej. Następnie zmywam wszystko wodą i wycieram bawełnianym ręcznikiem. Dalej w zależności od dnia nakładam pozostałą pielęgnację. Na tak przygotowanej skórze wszystkie substancje będą działać jeszcze lepiej, ze zdwojoną siłą.
Lubię złuszczanie kwasami, staram się jednak rozsądnie podchodzić do teamtu i ich nie nadużywać. Zima powoli się kończy, w okresie wiosenno-letnim ograniczam je do absolutnego minimum. Peelong Resibo będzie dla mnie świetną alternatywą. Złuszcza martwy naskórek, odświeża, rozpromienia i rozświetla  cerę. Pomaga walczyć z niedoskonałościami jak i zapewnia wzrost nawilżenia. Cera wygląda zdrowo i gładko. Nie ulega wątpliowości, że produkty złuszczające jej służą a jeśli do tego wykazują dodatkowe korzyści, to ja biorę bez zastanowienia!  (75ml/79zł. Produkt możecie kupić także w sklepach z naturalnymi kosmetykami w UK)*

Produkt otrzymałam do prztestowania od marki Resibo. To nie jest wpis sponsorwany.

poniedziałek, 5 lutego 2018

Superoxide Dismutase Saccharide Mist (MDSM2) /NIOD

Superoxide Dismutase Saccharide Mist (MDSM2) /NIOD

A gdyby tak zatem znaleźć antyoksydant idealny, taki który będzie nie tylko wysoce  stabilny  ale i setki razy mocniejszy niż popularne antyoksydanty stosowane do tej pory w kosmetykach? Yes! Yes! Yes! Mamy To! Proszę Państwa, poznajcie Superoxide Dismutase Saccharide Mist ( SDSM 2). Tym produktem rządzi dysmutaza nadtlenkowa, dotychczas elitarny składnik kosmetyczny, zarezerwowany dla garstki kosmetyków. To naturalny enzym występujący w naszym organiźmie. Dysmutaza nadtlenkowa jak nikt inny radzi sobie ze stresem oksydacyjnym. Skutecznie łagodzi skutki upływu czasu i wyraźnie spowalnia porcesy starzenia się skóry. Są badania, które mówią iż dysmutaza potrafi wymieść z organizmu 99,99% reaktywnych form tlenu. To właśnie w produktach z dysmutazą kosmetologia upatruje ogromną szansę na walkę z oznakami czasu. Dysmutaza to pewien przełom w dziedzinie przeciwstarzeniowych produktów. SDSM2 ( to druga, ulepszona wersja tego produktu) to zatem coś więcej niż tonik, spotkałam się z opiniami, że to coś na pograniczu kosmetyku i produktu leczniczego. Chroni skórę przed uszkodzeniami oksydacyjnymi, odwodnieniem i co równie ważne łagodzi stany zapalne wywołane działaniem wolnych rodników. Prócz naszej gwiazdy, czyli dysmutazy mgiełka to bogactwo składników nawilżających, poprawiających wzrost nawodnienia skóry a także jak pisałam wcześniej działajacych przeciwzapalnie. Oczywiście nie jest to produkt, który zastąpi Wam inne produkty nawilżające ( krem czy serum). Stosowany wespół z nimi na pewno będzie działał skutecznie w przeciwdziałaniu odparowywaniu wody z naskórka. Żebyśmy się zrozumieli, to nie o nawilżenie w tym produkcie chodzi, choć w jakimś stopniu jego twórcy zadbali aby i działał na tym polu. SDSM2 to jest produkt, który ma działać prewencyjnie, przeciwstarzeniowo, ma sprawić że skóra będzie bardziej odporna na czynniki zewnętrzne. Mgiełka będzie świetnym dopełnieniem innego serum NIOD, działającego antyoksydacyjnie a mianowicie CAIS2, na którego cieprliwie czekam już ponad miesiąc. Wydaje mi się, że składniki mgiełki będą idealnie współgrać ze składnikami serum, zwiększając tym samym jego skuteczność. 
Mgiełka sprawdza się u mnie bardzo dobrze. 250 ml turkusowej wody ( kolor wynika z użytych składników) w opakowaniu z pompką. Mając na względzie jak wspaniałe składniki zawiera, nikt nie będzie nakładał go w mikroilościach. Bądźcie hojne, hojność ta zostanie nagrodzona :D. Mgiełka jest niesamowicie lekka, nakładam ją tuż po umyciu buzi. Dobrze się wchłania, nie zostawia żadnej powłoczki.
Jako fanka mgiełek i toników nie mogłam sobie odmówić zakupu tego produktu. Traktuję go jako przedbieg do CAIS2. Mgiełka akurat moją cerę nawilża, nawadnia, uspokaja, jest świetną bazą do nakładanej dalej pielęgnacji. Robi zdecydowanie więcej niż stosowane przeze mnie dotychczas produkty. Jedyny minust tego produktu to cena, wynosząca około 150zł za 240 ml, ale myślę, że jest ona adekwatna do użytych składników. 

I jak czujecie się przekonane?

Ściskam. Iwona.

czwartek, 1 lutego 2018

Kosmetyczni ulubieńcy stycznia.

Kosmetyczni ulubieńcy stycznia.




Chwilę temu żyliśmy przygotowaniami do świąt a tu już luty! Oby wiosna przyszła szybko, nie narzekam na temperaturę, bo ta w Kornwalii jest dość wysoka, ale ten brak słońca mnie dobija. 
Dzisiaj małe kosmetyczne podsumowanie stycznia, są tu produkty, które dobrze znam, nie brakuje też nowości, które to już zdążyły zaskrobić sobie moją sympatię.
Zacznijmy:)
Produkty Paula's Choice zna chyba każdy, kto świadomie wybiera produkty do pielęgnacji. Założycielka marki Paula Begoun, jest autorką licznych bestsellerów głównie w USA, skąd się wywodzi. Kosmetyki Paula's Choice to wielokierunkowe, zaawansowane kuracje oparte głównie na kwasach i retinolu. Nie mogło tu także zabraknąć wspaniałej linii przeciwstarzeniowej, w kórej prym wiodą witamina C, Resveratrol czy witamina E. Kosmetyki  te mogą być stosowane przez więkoszość typów cery z uwzględnieniem także różnych dermatoz: trądziku czy egzemy. Generalnie Paula Begoun przy tworzeniu swoich produktów kieruje się filozofią, iż jakość kosmetyków powinno się oceniać w oparciu o naukowe badania ich składników. Stąd wszystkie produkty to przede wszystkim "pewne", przebadane, potwierdzone licznymi badaniami składniki. Nie ma tu mowy o przypadkowości, składników w fazie badań, co do których jest wciąż wiele watpliwości. Po dobrych wspomnieniach, jakie zostawiło po sobie serum The Ordinary z Niacinamidem, postanowiłam sięgnąć po produkt z tym samym składnkiem Paula's Choice. Resist 10% Niacinamide Booster, to serum z wysoką zawartością witaminy B3 ukierunkowane na działanie przeciwstarzeniowe. Łączy w sobie składniki kojące, przeciwzapalne a także przeciwutleniające ( witamina C, kwas hialuronowy, alantonina, ekstrakt z korzenia lukrecji, czy pantenol). Lekka, płynna formuła działa najlepiej w połączeniu z ulubionym serum czy kremem. Do jednorazowej aplikacji wystarczą 2-3 krople. Uwielbiam za wielokierunkowe działanie, redukcję porów, szybsze gojenie niedoskonałości, normalizowanie wydzielania sebum a także ujędrnianie, rozświetlenie, jędrność i młodzieńczość, jaką daje ten produkt. To jest zdecydowanie bardziej zaawanasowany produkt, niż The Ordinary ma więc i inną niestety cenę. Za 20ml produktu zapłacić trzeba około 200zł. 

 Gdzieś ostatnio przeczytałam, że w Polsce liczba marek kosmetycznych przedstawiających się jako naturalne wynosi ponad 300. W UK jest ich na pewno nieporównywalnie więcej. A jeśli Polka w Tym kraju bierze się za kręcenie własnych kosmetyków to ja chylę czoła. Myślę, że Sylwia, założycielka Mayka Skincare może liczyć na grono wielbicieli swoich formuł. To na prawdę dobre, przemyślane, posiadające wszystkie certyfikaty bezpieczeństwa kosmetyki. Testuję kilka produktów marki, ale Strawberry Serum to już mój faworyt. Bo czy można nie kochać truskawki? Prócz ekstraktu z tego owocu właśnie ( który przy okazji odpowiada za zapach produktu), mamy tu witaminę C, kwas hialuronowy czy pantenol. Zwracam uwagę na fakt iż produkty Mayka Skincare oparte są na wodach kwiatowych, w tym przypadku jest to różana. Lekka, bezolejowa formuła, szybko się wchłania, nawilża, wygładza, rozświetla i ujędrnia skórę. Wszystkie składniki nawadniają cerę, dodają jej blasku a także łagodzą zaczerwienienia. Uwielbiam łączyć z Niacinamidem, podkręcając działanie obu produktów ( 30ml, 12 funtów można kupić tu. Uwaga, Mayka za rozsądne pieniądze wysyła swoje produkty do Polski!) *.

Od rozświetlającego kremu do twarzy Resibo jestem totalnie uzależniona. Nie wyobrażam sobie bez niego dnia. Rozświetla, poprawia wygląd cery, dodaje nienachalnego blasku. Daje taflę bez widocznych drobinek, których nie znoszę (to dlatego nie jestem fanką Meteorytów, bo w tym pudrze drobinki widać). Żaden produkt nie daje mi takiege efektu wypoczętych oczu jak ten produkt. Oczywiście jak zawsze w przypadku Resibo, mamy tu do czynienia z naturalnym składem opartym na substancjach łagodzących, nawilżajacych a także przeciwzapalnych. Po szczegółową recenzję a także efekt jaki daje ten krem odsyłam Was do  do tego postu. ( 30ml/69zł).

Olejki do demakijażu i w ogóle marka Moja Farma Urody, to moje zeszłoroczne odkrycie. Własne uprawy, własna tłocznia olejów, własne receptury, nie ma na rynku marki, która tworzyła by produkty od początku do końca w jednym miejscu. Począwszy od surowca, na produkcie gotowym kończąc. Nie można lepiej trafić, jeśli chodzi o naturalność i świeżość kosmetyków. Im dłużej używam olejków do demakijażu, tym bardziej doceniam ich cudowne właściwości i to jak przyczyniają się do poprawy stanu cery. Na pewno sięgnę po inne wersje. Szczegółowo na temat marki a także olejków pisałam w tym poście. (29zł/100ml).

Na koniec coś do ciała. Sleepy Lotion Lush znalazłam w pięknej, pachnącej paczce pod choinką. Przyznam, że nigdy dotąd nie testowałam nic do ciała tej marki. I powiem Wam,że to jest mój wieczorny pielęgnacyjny hit. Mieszanka lawendy z ylang ylang tworzy niezywkle relaksującą, wyciszającą mieszankę. Idealną na dobry sen. A do tego lekka, szybko wchałaniająca się mieszanka, nie mająca nic wspólnego z bogatymi, tłustymi masłami, tworzy naprawdę udany produkt. Gliceryna, masło, migdałowe i masło kakaowe skutecznie dają radę i nawilżają skórę. Oczywiście nie jest to produkt, który poradzi sobie z mocno przesuszoną skórą, ale sprawdza się u mnie świetnie w dniach kiedy nie mam ochoty i czasu na stosowanie bogatszych formuł. Balsam na stałe zagości w mojej łazience. Kocham. ( 7,95 funta/95ml). 

A jak Wasi ulubieńcy. Koniecznie dajcie znać w komentarzach.

Ściskam. Iwona.

*Serum Mayka Skincare otrzymałam do przetestowania. To nie jest post sponsorowany.