poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwestrowy manicure.

Sylwestrowy manicure.
Grypa nie daje za wygraną, nie pamiętam czy kiedykolwiek czułam się tak źle jak wczoraj. Dziś temperatura w granicach 38 więc jestem w stanie zwlec się z łóżka. Nie wiem czy gdzieś się ruszymy w związku z tym na tańce swawole. Ale trzeba być przygotowanym, pomalowałam więc paznokcie. To zajmuje mi zawsze najwięcej czasu, bo a to się coś rozmaże a to krzywo wyjdzie. 


Do dzisiejszego maniciure  Wibo z serii Exreme Nails  z numerkiem 326 z którym wyjątkowo dobrze się pracuje. Szeroki pędzelek szybko i precyzyjnie pokrywa płytkę. Postanowiłam spróbować także naklejek co by coś się świeciło, w końcu to Sylwester. Te małe kwiatki, które widzicie to naklejki Misslyn. W opakowaniu jest ich 10 sztuk i kosztują około siedmiu złotych. Dla utrwalenia efektu konieczne jest nałożenie bazy w moim przypadku także Misslyn. Całość wygląda zadowalająco i błyszcząco.





Udanego Sylwestra Wam życzę, szampańskiej zabawy i spełnienia wszystkich marzeń także tych kosmetycznych w Nowym Roku.



sobota, 29 grudnia 2012

Mary Lou. The Balm

Mary Lou. The Balm
Jedną grypę jestem w stanie znieść w domu ale trzy łącznie ze mną to lekka przesada w przeddzień Sylwestra. Z całej trójki ja trzymam się chyba najlepiej, faceci leżą jak placki i marudzą. No nic mam zamiar w Sylwestra pić szampana a nie Fervex, pizza się piecze a ja z recenzją przychodzę. Pora odpowiednia bo Sylwestrowy szał przed nami, czas podsumowań a do swoich odkryć tegorocznych zaliczyć zamierzam właśnie rozświetlacze, których unikałam jak ognia, sądząc że nie pasują mieszanej cerze. Jaram się nimi jak mój Jasiek Lego, łączy nas również to że szybko się nudzimy i chcemy nowego :D . Mary Lou należy do produktów, które absolutnie musiałam mieć. Nie mogłam go nabyć szybciej nawet nie z powodu ceny, ale z powodu słabej dostępności. Moje miasto nie oferuje tego typu produktów, kupiłam więc w internecie niestety bez żadnych promocji jak niektóre z Was no ale musiałam to mieć! Więc mam.




Pin up Girl , do takiego stylu nawiązuje opakowanie rozświetlacza. Styl ten mi się widzi, jest taki zadziorny , kręci facetów. Kartonik a  w nim porządne metalowe pudełeczko z lusterkiem na nim piękna blond Pani z czerwonymi ustami zerka zalotnie. Puder to aż 8,5 grama produktu ( Jezusie, kiedy ja to zużyje!) . Konsystencja z gatunku tych kremowych i jedwabistych jednocześnie. To się nie może nie udać zatem i wyjść na twarzy tafla musi. Kolor nawiązując do imprez, które za dwa dni nas czekają określić można śmiało jako szampański, połączenie perły, złota ze srebrem .



Mary Lou to najmniej problematyczny rozświetlacz jaki przyszło mi stosować, znaczy nakładam i jest tafla. Polecam używanie bardziej zbitych, twardych pędzli lub po prostu palców i ewentualnie rozcieramy pędzlem.   Nic nie pyli, nie kruszy się nabieram na pędzel, na policzki i gotowe. Jest to produkt wielofunkcyjny można go stosować jako cień, dla rozświetlenia kącików czy też pod łuk brwiowy. Ja uwielbiam go stosować na kości policzkowe, aby je dodatkowo uwydatnić czyli jak to mówią nadać sobie glow takiego zdrowego naturalnego, bez przerysowania czy sztuczności. Wielbię ten efekt i wielbić będę, nie mówię że znalazłam rozświetlacz życia, będę sobie sprawiać nowe czy lepsze nie wiem ale będę.






czwartek, 27 grudnia 2012

Poświąteczne zakupy.

Poświąteczne zakupy.
Święta,święta i po świętach. Było miło, dla mnie świąteczny czas nie jest jakoś szczególny. Jestem zwolenniczką życzenia sobie dobrze  przez okrągły rok i tak też czynię, albowiem serce dobre podobno posiadam.Po drugie rodzinę mam skupioną blisko siebie, nie czekamy na ciocię z Ameryki czy brata z Anglii. Wszyscy są blisko, widzimy się dosyć często żeby nie rzec bardzo często ;D, niemniej jednak lubię te atmosferę, choinkę, życzenia teściowej abyśmy szybko ślub wzięli i takie tam. W tym roku uwaga skupiła się jednak na moim bracie, któremu 25 grudnia Bartuś się narodził, były chwile niepokoju ale już wszystko okej, czekamy na powrót do domu. Przejdźmy zatem do sedna sprawy, mama Tereska zabawiła się w Mikołaja, sypnęła kaską, więc dziś z samego rana ruszyłam na łowy. Bo kto jak nie ja sama, wiem czego mi potrzeba :) Mamo Mikołaju patrz co mam.


Essie w Hebe to zło! samo zło! dla mojego portfela. Jedyne miejsce w Kaliszu, gdzie je mogę kupić. O Jezu marnie skończę, przez tę szafę. Wzięłam jedną sztukę koloru Flawless, to taki różowy dodatkiem bieli. Kosztował 31,99. Po drodze z szafy Essie minęłam szafę Eveline, za 5,99 można dostać lakiery MiniMax. Kolor 325 to także różowy, ale ciut delikatniejszy niż Essie. 



Na Lierac od dawna ostrzę ząbki, kosmetyki udało mi się wyhaczyć w jednej aptece. Wzięłam Odświeżajacy fluid matujący z serii Chydra Chrono+. Sama nazwa już jakoś dobrze na mnie działa, zapach też przyjemny mam nadzieję na owocną współpracę. Fluid kosztuje około 70zł.



Glinka Ghassoul to produkt,który musiałam mieć. Naczytałam się o jej pozytywnych oczyszczających właściwościach.Ta z Organique to wydatek rzędu 27zł. Czy się sprawdzi zobaczymy. 


Czasy kiedy do życia potrzebowałam dwóch pędzli minęły bezpowrotnie. Teraz naszły czasy, kiedy codziennie stwierdzam że brakuje jakiegoś pędzelka. Nie skupiam się na jednej firmie, biorę te kórym dobrze z trzonka patrzy. Douglasowy pędzelek do rozświetlaczy przeznaczony jest  dla alergików kosztuje 24,99



Z nowej kolekcji Misslyn opatrzonej nazwą Future Glam na nadchodzący sylwester ( o ile go gdzieś spędzę poza domem) przyda się piękny brzoskwiniowy cień mieniący się na złoto. Cień ma numerek 14 i w Hebe kosztuje 28,99. Średnio zadowolona jestem z eyelinera, bo daje prawie znikomy efekt. Drobinki zatopione są w bezbarwnej bazie, bez sensu.

Zakupy zrobione, do końca roku spokój, do sklepu wybiorę się jedynie po chleb i coś do chleba:D 

sobota, 22 grudnia 2012

Essie.Leading Lady

Essie.Leading Lady
Wrrr kolejki wszędzie kolejki wrrr istne wariactwo, szaleństwo. Zabrakło mi cukru wrr stałam pół godziny w kolejce. A tymczasem okna umyłam, podłogi umyłam, zgarnęłam Jasiowe klocki w jedno miejsce. Do jutra może będzie ład, potem wszystko wróci do normy, znaczy się będę wpadać lub potykać się na różne gadżety czterolatka. Na świąteczny czas zmalowałam paznokcie lakierem z zimowej kolekcji  2012( (KLIK) . Głęboka czerwień, prawie czarna to baza a w niej zatopione drobinki. Kolor  widzi mi się na ten czas.Dwie warstwy dobrze pokryły płytkę i błyskawicznie wyschły. Jestem więc na TAK dla tego efektu. 










czwartek, 20 grudnia 2012

Chanel/ Ultra Rose 74

Chanel/ Ultra Rose 74
Po ubiegłorocznych doświadczeniach, kiedy to po słownych dyspozycjach mój Mikołaj pod choinkę włożył nie czarny tusz jak chciałam tylko brązowy w dodatku kompletnie nie pasującej mi firmy , w tym roku do tematu podeszłam bardziej profesjonalnie. Już na początku grudnia zrobiłam dokładną listę prezentową z kosmetycznymi a jakże frykasami, Mikołaj miał wskazane w niej miejsca w których owe rzeczy znajdzie co by nie zbłądził. Osobisty Mikołaj popatrzył, podrapał się po brodzie i stwierdził cytuję : " żadnych kosmetyków Ci nie kupię, masz ich dosyć w tym roku kupuję  łyżwy!". Phi powiedział co wiedział, łyżwy mogą być ale i róż by się przydał.Co robić? Ano jak lista była zrobiona sama  postanowiłam zrealizować punkt pierwszy, czyli sprawić sobie wymarzony prezencik jakim był róż Chanel Joues Contraste. A że nie mogę żyć bez różowych rumieńców, wybrałam właśnie różowy czyli Ultra Rose z numerkiem 74. I na łyżwach trzeba jakoś się prezentować.



Róż o pojemności 4gramy zapakowany och ach tak luksusowo, mamy tu zatem czarny kartonik a w nim czarny woreczek welurowy, otwieramy małym pstryk w środeczku jest i lustereczko i pędzelek, do poprawek w ciągu dnia jak znalazł . Teraz sedno róż pachnie różami a jakże. Byłabym rada, gdyby ten zapach trwał dłużej, niestety znika on wraz zamknięciem magicznego pudełeczka. Na policzkach moim zdaniem nie czuć go wcale, no ale zgodzę się i na pozytywne doznania zapachowe podczas aplikacji.








Sam róż jest dosyć mocno zbity i z lekka pylący, dlatego wyjątkowo delikatnie się z nim obchodzę dotykając go pędzlem.
Kolor w opakowaniu wydaje się dosyć intensywny. Znam swoje możliwości i tendencje do rumienienia się i normalnie nie używam aż takich mocnych odcieni jednak ten daje dość subtelny look . Wnioskować zatem należy iż nie ma mocnej pigmentacji. Efekt można jednak stopniować od jednego delikatnego maźnięcia pędzlem ( w moim przypadku Ecotools) aby nadać wyglądowi świeżości i naturalności. Jeżeli potrzebujemy mocniejszego efektu wystarczy nabrać produktu więcej, możemy uzyskać wtedy wieczorowy wydobywający światło wygląd. 
Róż utrzymuje się a mojej cerze większość dnia, co ważne nie znika, nie tworzy placka ale delikatnie blednie i nadal dodaje uroku zmęczonej dniem twarzy.Nie wiem czy jeszcze skuszę się na jakiś Chanelowy róż , bo są cholernie drogie, cieszę się że mam choć jeden :D




Niezbędnik makijażowy:
Lily Lolo, podkład Warm Peach
Misslyn, korektor pod oczy nr1
Guerlain,puder Les Voilettes Minerale, )04 Beige Moyen
Wibo, tusz Growing Lashes Stimulator Maskara
Inglot, cień do brwi 560



poniedziałek, 17 grudnia 2012

Esencja Młodości, płyn micelarny.Bielenda

Esencja Młodości, płyn micelarny.Bielenda
Zapanowała moda taka, że każda firma kosmetyczna dąży do posiadania w swej ofercie płynów micelarnych. Szał istny jak próby konkurowania z koreańskimi kremami BB przez europejskie koncerny. Mamy zatem zatrzęsienie i jednych i drugich, półki drogeryjne uginają się od tych produktów, wybór ogromny. Do wyboru do koloru, co z tego jeśli mnóstwo z nich to zwykła lipa nie mająca nic wspólnego z definicją płynu micelarnego czy też kremu BB. Czasem zajrzę sobie na strony polskich producentów co by byc na bieżąco z nowościami. Po wizycie na stronie Bielendy zachciało mi się jednej z proponowanych nowości a mianowicie nawilżającego płynu micelarnego 3w1 wchodzącego w skład serii Esencja Młodości . Pomyślałam świetna sprawa, produkt przeznaczony dla mojej kategorii wiekowej, czyli 30 i mały plus do tego dostosowany do cery mieszanej i wrażliwej. Brak parabenów, sztucznych barwników i SLS  dodatek kwasu hialuronowego i wyciągu z drzewa arganowego a także witaminy B3 mającej walczyć z trądzikiem a wszystko w technologii 7D cokolwiek to znaczy :D tak skutecznie mnie zachęcił, że szukałam go chyba z 3 tygodnie w moim mieście. Nabyłam go w końcu za niecałe 10zł w małej drogeryjce. 




Cała w skowronkach, bo lubię polskie firmy, cena zachęcająca przystąpiłam do demakijażu. Wniosek pierwszy: Bioderma to to nie jest! (KLIK).No ale od początku, czyli ja zaczynam demakijaż od oczu. Skończyłam bardzo szybko, bo płyn spowodował koszmarne ich podrażnienie połączone ze szczypaniem i łzawieniem nie zmywając przy tym tuszu ani w procencie.  Fakt, dużo miceli podrażnia moje oczy,ale większość z nich radzi sobie dosyć dobrze z oczyszczeniem rzęs. Cieni nie używam więc roboty dużo nie ma. Dalej wzięłam się za demakijaż twarzy. Rach ciach płyn na wacik, zapach nawet przyjemny taki....hm niewyszukany, nienaturalny z lekka chemiczny ale może być. Na twarzy mam z reguły podkład mineralny, puder, róż i korektor pod oczy, nic super trwałego ani wodoodpornego. Zmywam, zmywam i zmywam.... zużywając ze 6 wacików a czuję,że twarz nie jest świeża, oczyszczona ja po innych tego typu produktach , kiedy to nie muszę  już używać żelu bo czuję taki komfort. Tutaj tak nie jest użycie żelu jest konieczne aby doprowadzić cerę do porządku po całym dniu. Plus za brak ściągnięcia i lekkie nawilżenie cery. Z moją mieszaną cerą płyn sobie nie poradził. 





Podsumowując ten niezwykle pieniący się płyn zostawię sobie w celu raczej tonizowania cery niż jej demakijażowania. Mieć dobrego micela to jest sztuka, którą nie każdy może posiąść . Idę na poszukiwania i testowanie kolejnych miceli mam już dwa na oku :)

sobota, 15 grudnia 2012

Turkus zimową porą. Essie.

Turkus zimową porą. Essie.
Równie ciekawie jak kolorystyka prezentują się nazwy poszczególnych buteleczek w kolekcji Winter 2012.Mój dzisiejszy turkus otrzymujemy pod wdzięczną nazwą Where's My Chauffeur? co jak rozumiem ma przyciągać uwagę mężczyzn. Akurat sceptycznie podchodzę do teorii, mojemu facetowi bowiem nie zdarzyło się chyba jeszcze zauważyć, że mam coś fajnego na paznokciach :D . Jak już wspominałam w ostatnim poście przy okazji prezentacji kolekcji (KLIK) ten kolor bardzo ale to bardzo mi się podoba. Wygląda śmiało, energicznie zupełnie nie przystoi do innych jesienno-zimowych propozycji. Zachciało mi się takich zdecydowanych kolorów w te szare dni.




Jestem posiadaczką wersji mini, tak więc mamy tu cienki pędzelek, ale nie przysparza on jakiś poważnych problemów przy malowaniu. Konsystencja lakieru jest dosyć, gęsta kremowa, trzeba uważać bo czasem wyskoczy jakiś bąbelek. Do pokrycia płytki potrzebowałam dwóch grubszych warstw. Lakier nie schnie szybko ale tragedii nie ma. Efekt mi się widzi i to bardzo, na pewno będę go często używać w ciągu całego roku. Tymczasem wybieramy się na sanki, kolor świetnie będzie odbijał się od śniegu:)

czwartek, 13 grudnia 2012

Essie przyszło.

Essie przyszło.
Oczekiwanie prawie trzy tygodnie na przesyłkę zza wielkiej wody było dla mnie prawdziwą wiecznością. Niestety trzeba uzbroić się w cierpliwość zamawiając przesyłki zza granicy, to co piszą na stronach sklepów o terminach dostawy nijak ma się do rzeczywistości. Ale są w końcu są ! Całe cztery sztuki lakierów z nowej zimowej kolekcji Essie . Leading Lady, czyli wiodąca prym kobieta to odważne i tak nie przystające do innych zimowych kolekcji kolory. Przyznam, że kolekcja skradła me serce od początku, lepiej jednak czuję się zimą w bardziej zdecydowanych barwach na paznokciach. Próbuję nimi przełamać mój ogólny czarno-szary wizerunek. 


Mój pakiet nie zawiera całej szóstki dostępnych w kolekcji odcieni a cztery w wersji mini czyli po 5ml. I tak tego nigdy nie zużyję nie ma się co czarować a za 75zł z przesyłką mogę cieszyć się kilkoma kolorami.



Co istotne kolory ze zdjęć promocyjnych nie różnią się od rzeczywistości jak to miało miejsce w przypadku kolekcji jesiennej. Całość wydaje mi się być uniwersalna to znaczy na każdą porę roku bez wyjątku.



Kolejność prezentowanych kolorów nie jest przypadkowa i pokazuje kolejno moje uwielbienie do poszczególnych buteleczek. Where's my Chauffeur to mój faworyt w całej kolekcji. Gdzie jest mój szofer? to taki delikatny turkus, piękny letni, wesoły i uroczy kolor. 


Snap Happy to wyrazista prawie neonowa kolarowa czerwień. Kolor na pewno przyciągający uwagę, lubię takie wyraziste odcienie.


Leadig Lady kojarzy mi się ze świętami i pewnie wtedy go użyję. Elegancka czerwień z zatopionymi drobinkami na pewno doda uroku i eleganckiego wyglądu paznokciom.


Beyond Cozy czyli srebrne blink blink idealnie nada się na sylwestrowe czy też karnawałowe wojaże, widzi mi się najmniej  nie lubię aż takiego błysku na paznokciach. 

Nie wiem co takiego jest w tych lakierach, bo wiele z nich nie jest bez wad ale jestem nimi prawdziwie oczarowana :)












środa, 12 grudnia 2012

O pewnej znajomości słów kilka z choinką w tle.

O pewnej znajomości słów kilka z choinką w tle.
"Takich trzech jak my dwie to nie ma  ani jednej" takie motto przyświeca mojej znajomości z Magdą autorką  uroczej choinki, którą widzicie. Poznałyśmy się na studiach jednak prawdziwa znajomość rozkwitła dopiero po ich zakończeniu. Jak sugeruje bohater dzisiejszego zdjęcia nie kończyłyśmy wcale florystyki czy umiejętności tworzenia ozdób w tym choinkowych :D obydwie podeszłyśmy poważnie do tematu studiów stawiając na zarządzanie w administracji naiwnie wierząc,że ciepłe urzędnicze posadki będą na nas czekać. Rzeczywistość brutalna sprawiła, że ja aktualnie jestem bezrobotna ale Magda postawiła wykorzystać swoje talenty manualne i świetnie się  w tym sprawdza. Nieskromnie powiem, że robi najpiękniejsze bukiety pod słońcem. Na te święta korzystając z mojego ogólnopolskiego zasięgu jaki mam poprzez prowadzenie bloga i może którąś z Was namówić do zakupu jednego z jej już znaków rozpoznawalnych, czyli tej o to choinki :


Normalnie nie zgodziłabym się na wykorzystywanie bloga do takiej promocji, ale czuję że Magda jest jedyną osobą do której mogłabym zadzwonić po pomoc w środku nocy i na pewno bym ją dostała! Pikanterii całej mojej akcji promocyjnej dodaje fakt, że ona nic o niej nie wie. Za niedługo się dowie, bo jako jedna z trzech osób wśród bliskich wie i zagląda Tutaj. 
Tak więc Moje Drogie , jeżeli okna pomyte, podłogi wypastowane i brakuje Wam jakiegoś szczegółu dla ocieplenia mocno już świątecznej atmosfery może ta choinka? :D Jeżeli Wasze portfele są w stanie wysupłać pięć dyszek plus wysyłka to zapraszam.  Cena wydaje mi się niezbyt wygórowana porównując ją cenami ozdób świątecznych w sklepach. Z tego co mi wiadomo ilość sztuk ograniczona ze względu na dosyć dużą pracochłonność wyżej pokazanego drzewka:) 

czwartek, 6 grudnia 2012

Madame Lambre 11.

Madame Lambre 11.
Mam nadzieję, że w ferworze już gwiazdkowych przygotowań nie zapomniałyście wystawić butów czy też skarpet na upominki. Kupując wczoraj kolejny lakier zrobiłam to właśnie z myślą o dzisiejszych Mikołajkach, bo kto jak nie ja sama Wie czego potrzebuję :D. Ot sprawiłam sobie mały prezencik. Przechodząc po Hebe warto zwrócić uwagę na stend z nowymi kosmetykami na rynku polskim Madame Lambre. Znajdziemy wśród nich zarówno pielęgnację jak i kolorówkę a wszystko inspirowane dziełami mistrzów secesji, bogactwem świata roślinnego i uwielbieniem dla piękna. Uwagę przykuwają podobno ręcznie robione opakowania w secesyjnym stylu. Szczególnie zachęcająco wyglądają drewniane szkatułki na wymienne cienie. O marce możecie poczytać na stronie (KLIK). Na prawdę jest na czym zawiesić oko i warto wziąć te produkty pod uwagę w kompletowaniu gwiazdkowych prezentów. 



Prezentowany dziś lakier to czerwień idąca w kierunku pomarańczy . Konsystencja kremowa nie za gęsta nie za rzadka czyli w sam raz. Do pełnego krycia od biedy wystarczy jedna warstwa, która daje lekki prześwit pod słońce, ja dałam dwie. Ale z braku czasu można zadowolić się jedną warstwą i bedzie okej. Uroczy, czarodziejski flakonik s stylu secesyjnym ze złotą nakrętką a wszystko dodatkowo zapakowane w kartonik. No idealny pomysł na prezent.



Cena nie przeraża również, bo koszt tego lakieru to 11,99 aż  szkoda że decyzją najstarszej osoby w naszej rodzinie, czyli babci Tomka prezenty w tym roku mają dostać tylko dzieci.  Gdyby było jak zwykle miałabym pomysł na prezenty.



On naprawdę istnieje, wieczorem buty postawione rano wyglądały tak: )
















wtorek, 4 grudnia 2012

Kawy?

Kawy?
Kawa, kawusia, kawunia jestem od niej uzależniona wierzę, że to za jej sprawą zmęczenie, które od jakiegoś czasu mi towarzyszy mija choć na chwilę. Owoce drzewa kawowego chętnie wykorzystuje się także do produkowania kosmetyków, ze względu a właściwości o działaniu wyszczuplającym a także antycellulitowym. Kofeina poprawia mikrokrążenie, przyspiesza przemianę materii a także wspomaga przemianę toksyn a także działa antystarzeniowo.  Ekstrakty kawowe są także naturalnymi filtrami chroniącymi skórę przed promieniowaniem. Aby przekonać się o dobroczynnym wpływie kawy na skórę sięgnęłam po peeling cukrowy Organique. 



Peeling to nic innego jak kryształki cukru z drobinkami aromatycznej kawy , skład podpowiada że jest to Arabica. Poza tymi podstawowymi składnikami znajdziemy tu także masło shea a także wosk pszczeli. To za ich sprawą konsystencja produktu jest lekko tłustawa, mokra. Dobrze nakłada się go na skórę a także rozprowadza. Wosk i masło shea sprawiają, że po użyciu peelingu moja skóra jest doskonale odżywiona, nawilżona, elastyczna a także lekko natłuszczona. Dla mnie to ogromny plus, bo w dziedzinie balsamowania jestem leń totalny a w tym wypadku nie muszę tego robić. Oczywiście nie muszę wspominać, że dla takiej miłośniczki kawy jak ja zapach peelingu działa odprężająco, orzeźwiająco i delikatnie pobudzająco. Nie wiem czy to pobudzenie to dobry pomysł w sytuacji kiedy peeling wykonuję wieczorem przed snem, potrzebuję wtedy raczej wyciszenia. 



Drobinki cukru w połączeniu z kawą świetnie oczyszczają moją skórę , po masażu jest ona delikatna, miękka i rozjaśniona. Wygodne z okręcanym wieczkiem opakowanie sprawia, że produkt możemy zużyć do samego końca bez rozcinania i niewygodny spowodowanej wydobywaniem  z dna. 


Na koniec coś do czego muszę się przyczepić. Dotychczas Organique kojarzyło mi się z naturalnymi produktami w myśl ich hasła ze strony "o produkcji przyjaznych, naturalnych i zdrowych produktów". Doceniam takie marki i jestem w stanie wydać na nie większe pieniądze. Uszczuplając mój portfel o 60zł bo tyle trzeba wydać na ten peeling spodziewałam się takiego właśnie zdrowego produktu. Tymczasem skład zawiera toksyczny PEG-8 i sznureczek parabenów: methylparaben, ethylparaben, butylparaben, propylparaben, isobutylparaben. Przyznam,że postąpiłam bezmyślnie kupując ten produkt, bo mogłam wydać parę złotych i cieszyć się równie bogatym w badziewia składem. Taki peeling można sobie przecież samemu zrobić, ale mi się z reguły nie chce dlatego będę szukać bardziej naturalnych produktów.