środa, 30 października 2013

Zakupy w sklepie internetowym MAC.

Zakupy w sklepie internetowym MAC.
Wczoraj wieczorem po około tygodniu oczekiwania stałam się posiadaczką trzech kosmetyków MAC, które poczyniłam w otwartym niedawno sklepie internetowym. Fakt zakupu tych akurat kosmetyków bez wychodzenia z domu cieszy ogromnie, bo najbliższego salonu mam ponad 100 kilometrów. Online zatem mozemy nabyć wszystkie bestsellery marki, kolekcje limitowane, pędzle a także kosmetyki pielęgnacyjne. Wszystko pięknie, ładnie nic tylko kupować. I tu pojawia się problem albowiem sklep pod względem technicznym prezentuje się fatalnie. W formularzu rejestracji nie da się w żaden sposób wpisać numeru telefonu, który ma według instrukcji składać się z 10 cyfr, czyli na chłopski rozum przed numerem telefonu komórkowego należałoby wpisać 0. Nie da się, i basta! nie da się z zerem, nie da się z numerem kraju. Do dalszego kroku wymaganego aby dokonać zakupu użyłam więc numeru nieprawdziwego, po prostu wystukałam a klawiaturze jakieś cyferki i poszło. Tym sposobem uniemożliwiłam kurierowi kontakt ze sobą, gdy pojawił się kolejny problem. Otóż formularz każe nam w oddzielnych polach wpisać numer domu i mieszkania. Wpisałam więc grzecznie w jednym polu 6 w drugim 3 jak mój adres wskazuje. Etykietę adresowa wydrukowano bezmyślnie jako jeden ciąg 63 bez rozdzielnia co jest numerem mieszkania a co domu. Kurier był, adresu nie znlazł, numer miał zmyślony więc paczka miała wrócić do adresata. Niestety MAC nie pomyślał o tym aby informacje o stanie zamówienia albo przynajmniej samej wysyłki przesyłać na maila. Czysty przypadek sprawił iż spojrzałam na stronę sklepu 15 minut przed zamknięciem biura kurierów odebrałam paczkę. Milczeniem pominę fakt o którym piszą dziewczyny iż sklep pobiera opłaty w Euro nie w złotówkach. Ja wybrałam opcję za pobraniem, kosztuje to póki co 3 złote a na pewno zaoszczędzi ewentualnych nerw związanych ze zwrotem. Jestem szczerze mówiąc zaskoczona, że tak potężna marka podeszła tak mało profesjonalnie do technicznej strony sklepu. Sama korzystałam jakiś czas nawet z darmowych aplikacji do obsługi sklepu internetowego i nigdy z podobnymi problemami się nie spotkałam. Mam nadzieję, że to kwestia czasu i za jakiś czas dokonam zakupów bez większych problemów. 

Póki co nabyłam róż a jakże :) pomadkę i cień do powiek w postaci wkładu.


Matowy róż Melba to delikatna brzoskwinia z odrobiną koralu. Wydaje mi się, że to odcień dość uniwersalny dający naturalne wykończenie. Kosztuje 96 złotych.



Cień Vanilla, świetny naturalny odcień kości słoniowej z delikatną nutką brzoskwini. Nałożony solo plus kreska przy linii rzęs i makijaż oka gotowy.  Odcień doda na pewno świeżości spojrzeniu. Koszt wkładu to 53 złote.


Na koniec szmineczka Colar Bliss bardzo delikatnie połyskujący koral. Będę jej na pewno używać do codziennych makijaży. Kosztuje 86 złotych.


Dowiedziałam się również, iż to co jest cieniem dla MACa jest szminką natomiast szminka to cień :D Etykieta w języku polskim, to podstawa wiadomo.



sobota, 26 października 2013

Eveline Colour Show.

Eveline Colour Show.
Buteleczka skrywa w sobie dziesięć mililitrów emalii z numerkiem 676 o niezwykle przyjemnej nie za gęstej nie za rzadkiej konsystencji. Idealnie rozprowadza się na płytce pokrytej uprzednio bazą ( u mnie obecnie jest to Bell Bio2 3in1 Waterproof ) dając gładką i idealnie ślącą powierzchnię, która w dodatku trzyma się cztery dni mimo, że nie oszczędzam zbytnio rąk.  W serii Colour Show brak formadelhydu i toulenu co uznaję za dodatkowy atut, albowiem moje paznokcie przechodzą ostatnio jakiś kryzys łamiąc się prze okrutnie. Do  pełnego krycia z zasadzie wystarczyła by jedna warstwa, ja jednakże wolę efekt jaki uzyskuję nakładając dwie cieniutkie. Wydaje mi się, iż efekt wtedy bardziej błyszczący i kuszący. Lakiery nie gęstnieją w czasie, swoje mam od ponad roku i ich konsystencja jest wciąż taka sama jak po zakupie. Cała seria jest bosko tania (około siedmiu złotych) dlatego zachęcam Was do wypróbowania. 










poniedziałek, 21 października 2013

Mac. Sklep internetowy działa!

Mac. Sklep internetowy działa!
I stała się jasność, dostęp do kosmetyków Mac będzie miała każda z nas. Bez odbioru, jestem tu  https://www.maccosmetics.pl. Z okazji otwarcia sklepu, wysyłka gratis!


Mini rozdanie :)

Mini rozdanie :)
Oddam jednej z Was całkowicie nową, kupioną przez siebie paletkę Mua Undress Me Too. Paletka prezentuje piękne jesienne kolory. Mam nadzieję, że przyniesie którejś z Was wiele radości. 
Mamy jesień, lekkie przesilenie nie będę Was więc męczyć żadnymi zadaniami. Aby zdobyć paletkę wystarczy być publicznym obserwatorem mojego bloga. Na zgłoszenia zawierające Wasz Nick i adres mailowy zostawione w komentarzu pod postem czekam do 30.10. 2013. Po tym terminie w ciągu maksymalnie trzech dni ogłoszę zwycięzcę. 




niedziela, 20 października 2013

Mani na dziś.

Mani na dziś.
Czy wiecie, że w przyszły tydzień w Hebe upłynie nam pod znakiem minus 40 % na kolorówkę? Nie mogę powiedzieć, że mnie taka informacja nie rusza, bo kurde rusza mnie! Nagle potrzebuję z tych szaf milion rzeczy. Wybieram się na pewno jutro na L'oreal i w przyszłą niedzielę na Rimmel, po lakiery do paznokci.Tymczasem dziś w przerwie  od gotowania rosołu zrobiłam sobie mani z udziałem mojego ulubionego lakieru Essie Blanc. A że noszę go ostatnio prawie, że non stop dodałam do niego Golden Rose z serii Jolly Jewels 114, którego z kolei nie używam prawie wcale. Muszę przyznać, że biała baza z niebiesko złotym wykończeniem GR bardzo przypadło mi do gustu. Zobaczcie same. 










sobota, 19 października 2013

Moja gromadka Color Tattoo.

Moja gromadka Color Tattoo.
Każdorazowe sięgnięcie po kremowe cienie zazwyczaj kończyło się u mnie niepowodzeniem. Produkt tego typu nałożony na me opadające a na domiar złego tłuste powieki dość szybko kończył swój żywot nawet zagruntowany wcześniej bazą . Odpuściłam więc ich używanie na rzecz cieni prasowanych, które zdecydowanie dłużej trwają na powiekach. Temat i moje zainteresowanie kremową formułą wróciło jakiś czas temu, kiedy to wszyscy zaczęli zachwalać i zachwycać się kremowo- żelowymi cieniami Maybelline z serii Color Tattoo. Kiedy zaczęłam poczytywać, że trwają długie godziny nawet na tak problematycznych powiekach jak moje stało się jasne, że muszę je mieć. Perspektywa szybkiego makijażu wykonanego palcami przekonała mnie na tyle, iż stałam się posiadaczką czterech słoiczków. Oferta przeznaczona na rynek polski jest moim zdaniem szaro bura z fioletowym i turkusowym akcentem, który nie każdemu będzie pasować. Z tych propozycji mam dwa odcienie, czyli 35- On and on Bronze a także 40- Permanent Taupe. Dwa pozostałe czli 65-Gold Pink i 85-Light in Purple to odcienie, które są niedostępne u nas a które udało mi się upolować na aukcji.




 Wszystkie kolory dostajemy w typowych dla tego typu produktów opakowaniach, czyli dosyć masywnych słoiczkach. Po odkręceniu ukazuje nam się niezwykła kremowa, aksamitna i miękka konsystencja. Najlepiej i najwygodniej zanurkować w słoiczku swoim własnym osobistym palcem i nałożyć na powiekę. Cień nakłada się zupełnie bezproblemowo gwarantując na pewno szybki makijaż. O ile kolory bardzo mi pasują, wszystkie za wyjątkiem Permanent Taupe są metaliczne  świetnie pasują do dziennego, niezobowiązującego makijażu najbardziej ciekawiła mnie ich trwałość. Byłabym rada ogromnie, gdyby makijaż nimi wykonany trwał choć połowę czasu z 24 godzin rekomendowanych przez producenta. Muszę powiedzieć, że czuję pełną satysfakcję na tym polu. Nakładam je jednak na bazę, która wygładza powiekę a także oczywiście przedłuża żywotność cienia, jest to o tyle istotne że często w ciągu dnia nie mam czasu na ewentualne poprawki. Dodatkowo po aplikacji palcem, delikatnie rozcieram je pędzelkiem do cieni EcoTools, metoda ta sprawia, że makijaż oka wytrzymuje mi spokojnie od rana do wieczora. 




Kolejność prezetowania kolorów jest zupełnie nieprzypadkowa.

Golden Pink-65 to mój ulubieniec. To dość delikatny, pudrowy róż z lekką domieszką złota . Podoba mi się jego metaliczne wykończenie a także łatwość aplikacji.


On and On Broze- 35  to drugi faworyt mojej skromnej kolekcji. Metaliczny brąz idealnie pasuje do mojego codziennego makijażu. Odrobina bazy Chanel na policzki i wyglądam świeżo większość dnia. 


Light in Purple- 85 to metaliczne połączenie błękitnego z szarością. To dość uniwersalny odcień, pasujący każdej urodzie. Dość oszczędnie nałożony rozświetla spojrzenie, będzie dobrą bazą pod inne cienie. Zaaplikowany grubszą warstwą wygląda trochę tandetnie, perłowo. 


Na koniec zostawiłam cień, którego używam najrzadziej. Permanent Taupe- 40 miał być matowym połączeniem brązu z szarością, tymczasem na mojej powiece brak w nim rzeczonego brązu. Ujawnia się za to zwykła szarość, w której wyglądam na zmęczoną i niewyspaną. Cień ma jeszcze jedną wadę a jest nią bardzo krótka trwałość. 





piątek, 18 października 2013

Aktualna pielęgnacja mojej cery.

Aktualna pielęgnacja mojej cery.
Ostatnie trzy miesiące niestety muszę zaliczyć do wyjątkowo nieudanych pod względem zdrowotnym.Walczę z zakażeniem a także huśtawką hormonalną. Wszystko to przełożyło się na stan cery, która wyglądała na prawdę źle. Stany zapalne wraz z okropnymi bolącymi pryszczami pojawiły się w nowych miejscach czyli na przykład na szyi. Innym okiem spojrzałam w związku z tym na moje dotychczasowe problemy, które jednak chyba nie były tak wielkie jak mi się wydawało. Czara goryczy myślę się przelała, jestem zmęczona, wkurzona i zła na to jak wyglądam. Śledzę, czytam najczęściej blogi, wprowadzam co rusz nowe kosmetyki a wszystko to daje efekt mam wrażenie doraźny i powierzchowny. Co z tego, że uda mi się zwalczyć chwilowo niespodzianki gdy wstaję dnia kolejnego z nowym problemem. Nie neguję pielęgnacji, szczególnie tej naturalnej, jest ona bardzo ważna i istotna w przypadku zwłaszcza problematycznej cery ale ja potrzebuję bardziej długotrwałych efektów. Tutaj raczej kosmetyki sobie nie poradzą. Przyczyny moich problemów postanowiliśmy poszukać wraz z moim lekarzem od zbadania hormonów. Mogę je zrobić dopiero w przyszłym miesiącu i szczerze mówiąc nie mogę się doczekać. Tymczasem pokażę Wam jak wygląda aktualna pielęgnacja mojej cery. Poprzednie moje wpisy na temat mogłyście zobaczyć tu tu . Jak zwykle ilość stosowanych produktów ograniczam do minimum. Pamiętam o oczyszczaniu a także nawilżaniu cery. Jedyne nad czym udało mi się zapanować to zmniejszenie jej przetłuszczania. Cieszy mnie to ogromnie, bo mój makijaż trzyma się większość dnia. 


Rano:

Skupiam się na zmyciu sebum jakie zebrało się po nocy, stonizowaniu a także użyciu serum i kremu.

1. Lekka pianka z bio miętą i oczarem wirginijskim Logona bardzo dobrze wpisuje się w me poranne wymagania. Myje, oczyszcza, odświeża i matuje. Naturalny skład i przyjemny lekko miętowy zapach uprzyjemniają mi poranną pielęgnację (recenzja).

2. Tonik Pat&Rub z wodą różną, wodą rozmarynową i lawendową to moje nowe odkrycie. Nawilża, chroni, koi a przy tym przyjemnie pachnie. Produkt idealny. 

3. Wspominałam już kilka razy na blogu o moim uwielbieniu dla witaminy C. Tym razem stosuję Serum z tą witaminą z Biochemii Urody. Ten odpowiednik słynnego Flavo C wygładza i rozjaśnia cerę. Wyraźnie przedłuża trwałość makijażu. 

Po serum czas na kremy, tutaj mam dwa od Caudalie. Fluide Matyfing fluid, czyli krem matujący nakładam mniej więcej w połowie cyklu i tuż przed okresem, kiedy moja cera zaczyna szaleć i szybko błyszczeć. Szybko się wchłania, cera nie jest po nim tępo matowa. Nadaje się więc po makijaż mineralny. W pozostałe dni miesiąca sięgam po sorbet nawilżający (recenzja).



Wieczór :

Makijaż wykonuję codziennie, stąd o tej porze szczególnie ważny staje się demakijaż. Pozwoli on cerze się zregenerować podczas nocy.


1i2. Do demakijażu oczu obecnie używam micela z Biedronki Bebauty, jest tani, skuteczny i powszechnie dostępny. Zmywanie reszty makijażu odbywa się przy pomocy Deszczyku micelarnego Sanoflore. Lubię jego naturalny skład i kwiatowy zapach (recenzja)

3.  Oczyszczanie przy pomocy ściereczki muślinowej i kremu Liz Earle to prawdziwa przyjemność.  Teraz na prawdę czuję, że moja buzia jest czysta, nie przesuszona i miękka. 

4. Na koniec przecieram całość tonikiem a raczej hyrolatem z zielonej herbaty do kórego na Biochemii Urody dokupiłam zestaw składników dla cery tłustej, czyli ekstrakt z rozmarynu, witaminę B3  a także aminokwasy siarkowe. Wszystko może i działa ale wyszła z tego mieszanka, której mój nos nie jest w stanie strawić. Nie sięgnę po ten zestaw ponownie.



Glinki to produkty które mogłabym nakładać codziennie. Nie robię tego z czystego lenistwa. Moją ulubioną jest Ghassoul, tym razem firmy Logona. Rozrabiam ją wodą lub hydrolatem i odrobiną olejku Clarins Huile Lotus. I delektuję się dodatkowo przyjemnym cytrusowym aromatem. Ta mieszanka oczyszcza, zwęża pory, matowi, rozjaśnia no cudo. Raz, dwa razy w tygodniu peelinguję buzię peelingiem arganowym z Biochemii Urody. To mocny zdzierak, dlatego omijam raczej policzków, bo mam tam popęknane naczynka.



Nie mogę nie wspomnieć o produktach z kwasami w mojej pielęgnacji. Niesamowicie oczyszczają i goją niespodzianki. Obecnie postawiłam na tonik mleczny z kwasami AHA 8 % Biochemia Urody. Stosuję go co drugi dzień najczęściej po wczesniejszym użyciu glinki. Po przetarciu buzi czuję lekkie mrowienie, nie jest to męczące ani długie uczucie. Po trzytygodniowej kuracji widzę poprawę. W końcu mam nadzieję pozbyłam się części zaskórników na brodzie, mam nadzieję że wraz z długością stosowania toniku znikną one całkowicie.

czwartek, 17 października 2013

Licorice. Essie.

Licorice. Essie.
Tytułowy Essie to pierwszy i jedyny czarny lakier w moich mało skromnych zbiorach, w których dodać trzeba dominuje różowy w różnych wariacjach od lat. Nie będę szukać dalej, bo i po co skoro dostałam lakier idealny. Kolor jest prawdziwie czarny, nie szary, nie prześwitujący. Krycie, uwaga rewelacja! wystarczy jedna warstwa i mamy gotowy czarny manicure. Drugą dokładam tylko wtedy, gdy się zapędzę lub zamyślę ale nie jest to konieczne. Całość kończę preparatem wysuszającym Sally Hansen Insta- Dry, który nie tylko przyśpiesza wysychanie lakieru ale dodaje lakierowi niebywałego błysku. Koniecznie muszę wspomnieć o trwałości tegoż czarnego osobnika. Są to całe bite cztery dni, u mnie to rzadkość. Jedyne o czym należy pamiętać to nałożenie bazy pod lakier, bo potrafi odbarwiać płytkę. 
Czarny kolor na paznokciach to mój faworyt tegorocznej jesieni. Niezbyt lubię lansowane na tę porę kolory, czyli czerwienie, burgundy, fiolety czy też różne odcienie brązów. Pasuje mi jego niezwykła uniwersalność. W zasadzie możemy go mieć w każdej sytuacji i do każdego stroju.