Po pierwsze pielęgnacja, po drugie też i po dziesiąte, makijaż gdzieś dalej. Strasznie podoba mi się to azjatyckie spojrzenie! pielęgnujmy, dbajmy, nakładajmy kolejne warstwy kosmetyków pielęgnacyjnych nie makijażu. Ten niech będzie tylko dopełnieniem całości, nie próbą zakrycia niewłaściwego postępowania na poziomie pielęgnacji. A ta jest wieloetapowa, poradniki mówią aż od dziesięciu krokach. Część tych kroków stosowałam już jakiś czas na swojej twarzy. Przyznać muszę, że nie byłam w pełni zadowolona, albowiem naturalna pielęgnacja, której jestem ogromną zwolenniczką na ogół bywa dość ciężka, treściwa, bardzo trudno było mi znaleźć produkty, które w pełni odpowiadały by mojej cerze. Oleje, którymi najczęściej upakowane są naturalne produkty przeznaczone na rynek europejski, sprawiają że są one dosyć ciężkie. Moja kapryśna cera niezbyt dobrze reaguje na zbyt dużą ich ilość. Kosmetyki azjatyckie to zupełnie inna filozofia, pomimo znakomitych składów, produkty mają być lekkie w swej konsystencji, tak aby nie obciążyć cery kolejnymi warstwami. Z ogromną przyjemnością więc i coraz częściej to właśnie ku temu rynkowi kieruję swe kroki chcąc dokonać zakupów.
Missha, The First Treatment Essence Intensive, to produkt który pojawia się zawsze we wszelkich rankingach jako hit. W Korei to numer jeden, jeśli chodzi o tego typu produkty. Konkuruje z podobną esencją SK-II, z tymże ta druga jest kilka razy droższa.
W kwestii wizualnej esencja wpisuje się idealne w trendy. Grube, matowe szkło, niezwykła prostota.
Jeśli dla któregoś nosa to istotne, zaznaczyć muszę iż produkt ma zapach drożdży, trudno oczekiwać innych aromatów jeśli produkt ma bardzo wysoką ich zawartość. Celowo nie umieszczono w nim sztucznych aromatów, bo produkt pretenduje ku naturalności.
Esencja naprawdę zaskakująco dobrze łagodzi podrażnienia oraz doskonale nawilża. Aplikowana po prostu dłonią i delikatnie wklepana pozostawia cerę promienną i niezwykle miękką. W dłuższej perspektywie czasowej wpływa na jej jędrność. Nie wypowiem się w kwestii wpływu na zmiany trądzikowe, albowiem aplikacja tej wody jest tylko jednym z kroków w ich leczeniu. Na pewno nie pogarsza stanu rzeczy. Lubię ją nakładać tuż po demakijażu i zostawić na dłuższą chwilę tak aby składniki mogły swobodnie wniknąć w skórę. Dopiero potem nakładam serum i krem.
Woda nie woda? Tonik nie tonik? Dla mnie to produkt, któremu bliżej do lekkiego serum. Polubiłam go na tyle, że na pewno esencje włączę na stałe do mojej pielęgnacji.
Przekonałaś mnie do niej już jakiś czas temu, jednak muszę, po prostu muszę wykończyć to co mam :D
OdpowiedzUsuńA cynk kupiła ;D esencje są świetne, zamierzam je na stałe włączyć do pielęgnacji, właśnie rozglądam się za czymś nowym ;)
Usuńja mam takie noworoczne postanowienie, ze w roku 2017 bardziej sie skupie na dobrze odpowiednich produktow do pielegnacji :) Twoj blog jest dla mnie inspiracja, poniewaz masz pokazujesz sporo produktow, ktore brzmia idealnie dla mojego typu cery!
OdpowiedzUsuńMamy niestety podobne problemy z cerą, więc może znajdziesz coś dla siebie ;). Ja z kolei ciągle wzdycham do Twoich Zbiorów kolorówki ;D
UsuńBrzmi super! Ja z tej azjatyckiej pielęgnacji to na razie maski w płachcie używam ;)
OdpowiedzUsuń